Choinkowemu biznesowi Chińczycy niestraszni

100-150 mln zł - tyle wart jest rynek choinek w Polsce. Jedni traktują bożonarodzeniowe drzewko jako kilkuletnią inwestycję, inni jak towar sezonowy, który wyrzuca się po upływie okresu przydatności do użycia.

To jedna z nielicznych branż, która nie musi obawiać się konkurencji ze strony Chińczyków. Przynajmniej na razie, bo przecież nikt nie zagwarantuje, że Pekin nie wpadnie na pomysł, żeby kilka tysięcy hektarów ziemi obsadzić jodłą kaukaską, czyli najpopularniejszym drzewkiem choinkowym w Europie. Póki co potentatem w produkcji choinek jest na niewielka Dania, gdzie co roku pod siekierę idzie 11-milionowy choinkowy las jodełek. Tutaj też co roku, w sierpniu odbywają się największe na świecie międzynarodowe branżowe targi producentów, podczas których organizowany jest konkurs na najładniejsze drzewko. Zwycięska choinka trafia następnie na królewski dwór w Kopenhadze.

Reklama

- W tym roku produkcja jodełek w Danii spadła o ok. 3 mln sztuk, dlatego ceny poszły w górę - mówi Łukasz Łygoński z firmy Holsten, importującej na polski rynek choinki.

Mercedes wśród choinek

Jodła kaukaska to produkt, o ile tak można powiedzieć o drzewku, z najwyższej półki. Proporcjonalnie zbudowana, z gęstym igliwiem najbardziej przypomina pocztówkowe choinki. Przy niej polskie świerki i jodełki wyglądają jak ubogie krewniaczki. Ale to właśnie one sprzedają się najlepiej, czego jednak w żaden sposób nie można tłumaczyć patriotyzmem, lecz po prostu ceną. Jodełka kaukaska w klasie prima, najwyższej, kosztuje ok. 100 zł, czyli cztery razy więcej niż trzeba wydać na pospolitego świerka.

- W Polsce najlepiej sprzedają się choinki ze średniego przedziału cenowego, w klasie standard - mówi Łukasz Łygoński.

Co roku nabywców znajduje ok. 700 tys. jodełek, z tego tylko część przyjeżdża z importu, większość pochodzi z krajowych plantacji. Rodzimi producenci koncentrują się jednak - ze względów klimatycznych - głównie na uprawach gatunków nico pospolitszych.

- W sezonie sprzedaję kilkaset świerków, potentaci dowożą choinki na place targowe całymi tirami - mówi Wojciech Kuryło, właściciel szkółki leśnej przy gospodarstwie rolnym w Białowieży.

Liczącym się graczem na rynku są Lasy Państwowe, które w ub.r. sprzedały 103 tys. choinek, co przyniosło im dochód w wysokości 2,2 mln zł. - To dla nas działalność poboczna - wyjaśnia Przemysław Przybylski, rzecznik LP.

Inwestycja na kilka lat

Odwrotnie jest w firmie ToyLand, która koncentruje się głównie na choinkach, a cała reszta - łańcuchy, zabawki i ozdoby choinkowe stanowią tylko dodatek. Połowa produkcji trafia do Niemiec, połowa na krajowy rynek. ToyLand, jak większość firm w tej branży działa w gminie Koziegłowy - krajowym zagłębiu choinkowym.

- Mamy 250 producentów sztucznych choinek - mówi Krzysztof Bąk, sekretarz gminy.

Jak na 14 tys. mieszkańców to całkiem sporo. Firm było zresztą więcej, lecz te mniejsze wykruszyły się. Tym, które zostały, też nie jest lekko, bo w przeciwieństwie do producentów żywych choinek, one muszą konkurować z chińskim importem. To nie jedyny problem. O ile choinki żywe kupuje się zwykle tylko na jeden sezon, to kupno sztucznej traktowane jest jako inwestycja, na kilka lat, bo tyle wynosi żywotność plastikowego drzewka.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Chińczycy | choinki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »