Wybory we Francji: Tąpnięcie na rynkach już w poniedziałek?

Skrajnie lewicowy kandydat Jean-Luc Melenchon jeszcze niespełna miesiąc temu zajmował piąte miejsce w wyścigu do Pałacu Elizejskiego. Jednak dziś traci już tylko 3-4 pkt proc. do dwójki liderów. Jeżeli do drugiej tury Melenchon wszedłby z Marine Le Pen, kandydatką skrajnej prawicy, to już w poniedziałek rynki może ogarnąć strach - pisze Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.

Przez ostatnie miesiące inwestorzy rozważali, jakie konsekwencje wywołała wygrana Marine Le Pen w wyborach prezydenckich we Francji. O takiej ewentualności komentatorzy dyskutowali i pisali w znacznym stopniu czysto teoretycznie. Choć kandydatka skrajnej prawicy w wielu sondażach minimalnie wygrywała pojedynek w pierwszej turze, to już w finałowym starciu traciła 15-30 pkt procentowych do spodziewanego przeciwnika.

Nawet biorąc pod uwagę ostatnie wpadki badań opinii publicznej związane z Brexitem czy wyborami w USA, zniwelowanie aż tak dużej różnicy byłoby niezwykle mało prawdopodobne, zatem pokonanie przez Le Pen centro-lewicowego Emmanuela Macrona czy umiarkowanie prawicowego Francois Fillona graniczyłoby z cudem.

Reklama

Od kilku dni jednak negatywny dla inwestorów scenariusz staje się realnym zagrożeniem. Jean-Luc Melenchon, piąty do tej pory w sondażach wyborczych, zdobywa coraz większe poparcie i dzielą go zaledwie 3-4 pkt proc. od wiodącej dwójki (Macron, Le Pen) oraz osiąga podobne wyniki, co Fillon. Przedstawiane przez niego plany zmian gospodarczych prawdopodobnie zostałyby tak samo negatywnie odebrane na rynkach jak te, które promuje w swojej kampanii Le Pen.

Radykałowie widzą gospodarkę podobnie

Chociaż kandydat skrajnej lewicy oraz przedstawicielka radykalnej prawicy są ideologicznie na przeciwnych biegunach, to ich programy gospodarcze oraz podejścia do Unii Europejskiej wyglądają praktycznie bliźniaczo.

Jean-Luc Melenchon według doniesień "Financial Times" (FT) planuje: skrócenie tygodnia pracy do 32 godzin, zwiększenie wydatków fiskalnych o 250 miliardów euro, obłożenie podatkiem w wysokości 100 proc. rocznego dochodu przewyższającego 400 tys. euro oraz obniżenie wieku emerytalnego do 60. roku życia.

Z kolei Reuters w "Factbox" o kandydatach na urząd francuskiego prezydenta pisze, że Melenchon chce wycofać swój kraj z NATO oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego, pozbawić niezależności Europejski Bank Centralny, zdewaluować euro, oraz renegocjować oszczędnościowe reguły Unii Europejskiej. Jeżeli rozmowy z UE by się nie powiodły, to Melenchon ma zaproponować referendum o wyjściu Francji ze Wspólnoty.

Le Pen, podobnie jak kandydat skrajnej lewicy, także chce obniżyć wiek emerytalny, opuścić NATO oraz strefę euro, a także zwiększyć przestrzeń dla wydatków fiskalnych. Ponadto planuje wprowadzenie ograniczeń w swobodnym przepływie ludzi (rezygnacja z Schengen) oraz, jak pisze Reuters, zmusić właścicieli sklepów, by na półkach utrzymywali ustalony procent produktów pochodzących z Francji.

Niesamowity sprint skrajnej lewicy

Pod koniec marca Melenchon miał poparcie rzędu 11 proc., tracąc blisko 8 pkt procentowych do Fillona i ponad 10 pkt proc. do Macrona i Le Pen. Z tak słabym wynikiem nie był brany pod uwagę w symulacjach drugiej tury wyborów.

Im bliżej było końca kampanii wyborczej, tym poparcie dla skrajnie lewicowego kandydata rosło. W obliczanej przez "FT" średniej ważonej badań opinii publicznej z ostatnich siedmiu sondaży, dziś ma on 19 proc. poparcia, czyli tyle samo, co Fillon. W jednym badaniu (Le Terrain z 13-15 kwietnia) Melenchon otrzymał 22 proc. poparcia i wszedł do drugiej tury. Le Pen i Macron uzyskują bardzo podobne rezultaty - blisko 23 proc.

Interesujący może być także fakt, że w symulacjach drugiej tury Melenchon dość łatwo pokonuje Fillona oraz Le Pen (średnia przewaga 15-20 pkt proc.). Jedynie w bezpośrednim starciu z Macronem kandydat popierany przez francuskich komunistów przegrywa.

Po pierwszej turze: Albo ulga, albo strach

Podsumowując, to nie wejście do drugiej tury Le Pen stanowi największe zagrożenie dla rynku akcji czy walut krajów z naszego regionu. Inwestorzy najbardziej nerwowo zareagowaliby na duet Le Pen i Melenchon. Równie negatywnym rozwojem sytuacji dla rynków byłoby finałowe starcie kandydata skrajnej lewicy oraz umiarkowanej prawicy, ponieważ wtedy ten pierwszy miałby dużą szansę na wygraną, a także społeczne poparcie dla wprowadzenia zapowiadanych przez siebie zmian.

Gdyby któryś z powyższych scenariuszy zrealizował się, to już w najbliższy poniedziałek możemy być świadkami silnego wzrostu awersji do ryzyka. W takim środowisku złoty mógłby zauważalnie stracić na wartości zwłaszcza w relacji do franka czy dolara.

Wnioski z ostatnich sondaży Zgodnie z prognozami różnice między kandydatami w pierwszej rundzie wyborów we Francji będą niewielkie - według najnowszych wyników sondażowych Macron i Le Pen zdobędą po 22 proc. głosów, Mélenchon 20 proc. a Fillon 19 proc. Sytuacja ta przypomina mi bardzo wybory prezydenckie z 2002 roku, gdy Le Pen, Chirac i Jospin (socjalistyczny premier) toczyli wyrównany bój. W tym roku widać jednak dwie różnice: - Rekordowo wysoki odsetek osób, które nie zamierzają głosować (około 30 proc. wobec 20 proc. historycznie) zwiększa szanse Le Pen. Tak jak w większości ostatnich wyborów w krajach gospodarczo rozwiniętych, rośnie liczba wyborców, którzy są niezadowoleni z nasilającej się nierówności po kryzysie z 2007 roku i chce pociągnąć za to do odpowiedzialności obecny establishment. - Niezdecydowanie wyborców jest wyjątkowo silne, a do pierwszej tury wyborów mamy przecież tylko kilka dni. Na pewno niepokoi się Macron, który według sondaży od miesięcy był na prowadzeniu oraz Mélenchon, który w ostatnich tygodniach zdecydowanie poprawił swoje notowania. Aż 32 proc. wyborców, którzy sądzą, że mogą zagłosować na Macrona, deklaruje także, że może zmienić swoje zdanie (wobec 34 proc. wyborców, którzy mogliby zagłosować na Mélenchona). Z drugiej strony, jedynie 20 proc. wyborców Fillona i 15 proc. wyborców Le Pen stwierdziło, że mogliby jeszcze zmienić swoje zdanie. Z ostatnich sondaży można wyciągnąć dwa wnioski: 1. Według mnie prawdopodobieństwo, że Mélenchon zakwalifikuje się do drugiej rundy jest znacznie przeszacowane przez rynek. Jego ostatni wzrost notowań jest wynikiem trzech czynników: taktycznego głosowania (jest on postrzegany przez lewicę jako bardziej poważny i wiarygodny kandydat niż Hamon), pozycjonowania się jako przeciwwaga dla elit (choć jest on bardziej liberalny w kwestiach socjalnych i imigracji niż Le Pen) oraz wprawnej politycznej komunikacji (w odróżnieniu od wyborów z 2012 r. przedstawia się on jako kandydat wszystkich Francuzów, a nie lider radykalnej lewicy). Jego głównym problemem jest fakt, że jego elektorat jest bardzo zróżnicowany - składa się z wyborców, których nie do końca łączą te same wartości i przekonania. Są wśród nich osoby, które chcą dojść do władzy lub takich, które po prostu chcą wyrazić swoje niezadowolenie z dotychczasowego systemu. Dodatkowo apele Mélenchona dotyczące Szóstej Republiki oraz propozycja zintegrowania z ALBA, zainicjowanej w 2004 r. przez m.in. Hugo Cháveza (dotyczyłoby to jedynie francuskich Indii Zachodnich i Gujany), są źródłem obaw dla lewicy, ponieważ mogą osłabić elektorat Mélenchona. Dlatego istnieje dość wysokie prawdopodobieństwo, że jego notowania gwałtownie spadną w dniu wyborów. 2. Elektorat Fillona i Le Pen jest silniejszy i bardziej homogeniczny niż Macrona (mowa tu o pierwszej rundzie), co działa na ich korzyść. Obawiam się, że notowania Macrona są przeszacowane, a Fillona niedoszacowane. Nie ma idealnego rezultatu Z pewnością można stwierdzić, że nie ma idealnego rezultatu na 24 kwietnia. Mój bazowy scenariusz zakłada drugą rundę 7 maja między Macronem i Le Pen. Macron z pewnością ma wysokie szanse na pokonanie Le Pen, ale nie jest oczywiste, czy uda mu się zyskać większość parlamentarną w zaplanowanych na czerwiec wyborach. W najgorszym wypadku Francja stałaby się niemożliwa do rządzenia. Drugi scenariusz, którego nie można wykluczyć, to druga runda między Fillonem i Le Pen. W tym przypadku końcowy rezultat jest dużo trudniejszy do przewidzenia - wielu lewicowych wyborców zdecydowałoby się na pozostanie w domach, ponieważ nie chciałoby wybierać między "dżumą a cholerą". W tym przypadku nie ma tu wielu podobieństw do wyborów z 2002 r., podczas których Chirac był bardziej znośnym politykiem dla lewicy niż teraz Fillon. Jednak w przypadku wygranej, Fillon prawdopodobnie nie miałby wielkich problemów z uzyskaniem większości parlamentarnej. Christopher Dembik, dyrektor ds. analiz makroekonomicznych w Saxo Banku

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2016

PAP/INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Francja | wybory we Francji | wybory prezydenckie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »