KRUS-u nie ruszymy, OFE likwidujemy!

- W projekcie ustawy o OFE diabeł tkwi w szczegółach - mówi gość Kontrwywiadu RMF FM minister pracy Jolanta Fedak.

- Rostowski chyba nie wiedział jak wyglądają moje uwagi - tłumaczy negatywną reakcję na swój projekt ministra finansów.

Konrad Piasecki: Usłyszała pani wczoraj kilka cierpkich słów od premiera?

Jolanta Fedak: - Nie, nie usłyszałam.

A od kolegów z rządu, od kolegów z koalicji? Ktoś coś powiedział o pani pomyśle, by Polacy decydowali co chcą zrobić ze swoimi pieniędzmi?

- Wszyscy koledzy mieli wczoraj termin zgłaszania swoich uwag i na ten temat komentarzy nie było. Oficjalna droga legislacyjna i konsultacje skończyły się w poniedziałek. Każdy z nas zgłosił uwagi do projektu.

Reklama

To ktoś może panią pochwalił, powiedział: pani Jolanto, to świetny pomysł?

- Myślę, że na to przyjdzie czas wtedy, gdy będziemy rozpatrywać projekt tej ustawy.

Nie czuje się dziś pani ministrem na wylocie?

- Nie.

Pani pomysł jest wciąż aktualny, czy wycofuje się pani z niego?

- Ale jaki pomysł?

Pomysł, żeby to Polacy decydowali, co chcą zrobić ze swoimi pieniędzmi, które dzisiaj trafiają do OFE.

- Ja zamieściłam taką uwagę w projekcie ustawy i ona będzie normalnie rozpatrywana tak, jak wszystkie inne. Tam było 15 stron uwag.

Co się będzie z nimi dalej dziać?

- Będą w procesie konsultacji odrzucane, bądź przyjmowane.

Ma pani poczucie poparcia Waldemara Pawlaka dla tego pomysłu?

- Myślę, że tak. Waldemar Pawlak nigdy nie zgłaszał do mojego projektu ustawy, a on jest bardzo podobny do tego, który jest w tej chwili konsultowany, jakichś specjalnych zastrzeżeń.

Ma pani poczucie czy pani wie? Czy Waldemar Pawlak powiedział pani: pani minister będziemy popierać tej projekt w Sejmie. PSL stanie murem za panią?

- To jest absolutnie naturalne, że za ministrami z Platformy Obywatelskiej stają murem posłowie Platformy i również PSL-u.

Jest możliwe, żeby ten pomysł, mimo sprzeciwów polityków Platformy i ministrów rządu Platformy, przeszedł mimo wszystko przez Sejm?

- Nie mamy jeszcze do czynienia z jakimś specjalnym sprzeciwem. Jest etap dyskusji i konsultacji.

Mamy do czynienia ze sprzeciwem. Minister Rostowski powiedział wczoraj, że to zbyt drastyczny pomysł.

- Myślę, że minister Rostowski nawet dokładnie nie wiedział, jak ta uwaga brzmi.

Nie wiedział, nie powiedziała mu pani? To może błąd?

- Naturalnie, że nie. On także nie konsultował swoich uwag ze mną.

Jak się odbywają prace w rządzie, skoro minister pracy mówi jedno, minister finansów mówi zupełnie co innego i pani mówi, że minister finansów nie wie, co pani powiedziała.

- To nie jest tak, że my zgłaszamy swoje uwagi i uzgadniamy je na etapie zgłaszania. My uzgadniamy projekt na etapie konsultacji, a więc zgłaszamy uwagi i wszyscy razem albo je przyjmujemy albo odrzucamy.

Ale był też czas pisania tej ustawy i co wtedy się działo?

- Był czas przyjmowania bardzo ogólnych założeń, natomiast w tej ustawie diabeł tkwi w szczegółach.

Tkwi też diabeł w tym, żeby napisać taką ustawę, pod którą, w momencie, kiedy ona ujrzała światło dzienne, cały rząd się podpisał.

- Ona jeszcze nie ujrzała światła dziennego. To jest przedłożenie rządowe.

Dzisiaj jako projekt rządowy ujrzała światło dzienne, bo można ją przeczytać na stronach internetowych rządu.

- Rząd nie przyjął jeszcze tego projektu.

Dopiero w momencie gdy rząd przyjmie, pani powie: to jest mój projekt. Nawet jeśli on się nie będzie pani do końca podobać?

- To jest nasz projekt. Polityka jest sztuką kompromisu.

Wie pani, ze to jest sposób na dobicie Otwartych Funduszy Emerytalnych?

- Nie sądzę.

Jeśli byłoby tak, że Polacy mogą decydować o tym, co chcą zrobić z tymi pieniędzmi i jednego dnia wszyscy by powiedzieli: "Nie chcemy do OFE", to jest najlepszy sposób na to, żeby je zabić.

- Ale Polacy mogą również powiedzieć: "Pozostaniemy w OFE".

Tak, ale mogą też powiedzieć: "Nie chcemy być w OFE".

- Wszystko zależy od tego, jakie warunki finansowe przedstawią te instytucje na tle innych warunków rynkowych. Jeżeli przedstawią dobre warunki, to Polacy powiedzą: "Zostajemy w OFE".

Gdyby to był pomysł, który zabije OFE, to zapłakałaby pani po nich?

- Tak nie można mówić. OFE nie są jakimś dobrem narodowym czy złem wcielonym. Trzeba poprawić ustawę i tu nie ma specjalnych emocji ani jakichś animozji czy sympatii.

Nie są złem wcielonym? Minister Rostowski mówi, że to rak, który należy wyciąć.

- On mówi tak o całym systemie, który pod wpływem zmieniającej się sytuacji i rosnącego długu wynaturzył się. Nie można oszczędzać z długu. To nie są oszczędności, to jest po prostu dług.

Wyobraża pani sobie taki węgierski scenariusz, w którym rząd albo ZUS przejmuje wszystkie pieniądze z OFE?

- W Europie, tam gdzie funkcjonują te systemy, wprowadzono różne zmiany, które mniej więcej prowadziły do tego samego. Ograniczono strumień pieniędzy, który wpływa do OFE pod wpływem zewnętrznej sytuacji, czyli trzymania budżetu w ryzach naszych pieniędzy, naszych podatków.

Wyobraża pani sobie taki scenariusz w Polsce?

- Trzeba sobie wyobrazić różne scenariusze. Sytuacja w Unii Europejskiej jest bardzo dynamiczna.

Uważa pani, że taki scenariusz jest realny?

- Trzeba brać pod uwagę bardzo różne scenariusze. Jeszcze kilka lat temu nie pomyślelibyśmy, że strefa euro jest zagrożona, a tak teraz przecież jest.

Również scenariusz węgierski trzeba brać pod uwagę?

- Co to jest scenariusz węgierski?

To jest scenariusz, w którym któregoś dnia rząd mówi: "Pieniądze z OFE zostają przejęte przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych i to on będzie nimi obracać".

- Trzeba pamiętać, że Węgry mają inną sytuację budżetową niż my. Ten dług węgierski jest dużo wyższy niż nasz, wynosi mniej więcej 85 proc. A zatem premier tego rządu i gabinet zdecydowali się na bardzo drastyczne kroki. Tam, gdzie ten dług jest niższy, przyjmowano bardzo różne rozwiązania, łagodniejsze.

Uważa pani, że w Polsce takie rozwiązanie byłoby zbyt radykalne, zbyt drastyczne?

- Mogłoby być nieadekwatne do sytuacji budżetu państwa.

Mogłoby być czy jest nieadekwatne?

- Teraz jest chyba nieadekwatne, ale to należy do oceny ministra finansów. To on mówi o makrofinansach.

Uważa pani, że taki pomysł należy w ogóle brać pod uwagę czy należy go odrzucić?

- Nie chciałabym tego określać, gdyż tak jak powiedziałam to dotyczy makropolityki finansowej. To dotyczy tego, jaką zastosować metodę w obecnej sytuacji finansowej.

Czy z tego, co pani powiedziała, będzie koalicyjna awantura?

- Nie sądzę. Nie ma jakiejś specjalnej koalicyjnej awantury. Często powtarzam, że jeśli minister pracy i minister finansów dogadają się w jakiejś sprawie, to ten projekt naprawdę musi być dobry.

(RMF FM)

- - - - -

Dwie trzecie Polaków uważa, że rząd nie wyjaśnił wystarczająco, dlaczego ma zamiar ograniczyć składkę do OFE - wynika z badania PBS DGA, przesłanego w środę PAP.

Zgodnie z rządowym projektem zamiast 7,3-proc. składki do Otwartych Funduszy Emerytalnych ma trafiać 2,3 proc., a 5 proc. będzie księgowane na kontach osobistych w ZUS. Rząd chce w ten sposób ograniczyć przyrost długu publicznego i deficytu.

Badanie PBS DGA zostało przeprowadzone w dniach 4-6 lutego br. Wzięło w nim udział 1005 dorosłych Polaków.

Prawie 58 proc. badanych uważa, że przyszli emeryci nie skorzystają na tym, że ich emerytury będą bardziej zależne od ZUS niż od OFE.

32 proc. Polaków jest zdania, że rząd "raczej nie" wyjaśnił, dlaczego ogranicza składkę do OFE. 35 proc. badanych ocenia zdecydowanie, że rząd nie odpowiedział na to pytanie. 3 proc. respondentów twierdzi, że rząd wytłumaczył powody planowanego zmniejszenia składki do OFE, a 12 proc., że "raczej" wyjaśnił ten problem. Natomiast 18 proc. Polaków wybrało odpowiedź "trudno powiedzieć".

Na planowanych przez rząd rozwiązaniach - zdaniem 58 proc. badanych - nie skorzystają przyszli emeryci. Według 15 proc. Polaków zmiany te będą korzystne, a 27 proc. badanych nie ma zdania na ten temat.

(PAP)

- - - - -

Implikacje zmian w systemie emerytalnym dla ratingu rządowych obligacji są "zasadniczo neutralne", jednak z pewnym nachyleniem w dół, przy czym negatywne konsekwencje są niewielkie i same w sobie nie powinny stać się przyczyną zmiany ratingu - wynika z komunikatu agencji Moody's.

Jednocześnie agencja oceniła zmiany w węgierskim systemie emerytalnym jako "jednoznacznie negatywne" z punktu widzenia ratingu kredytowego.

- Dla Polski, z ratingiem A2 z perspektywą stabilną, implikacje zmian w systemie emerytalnym dla ratingu rządowych obligacji są zasadniczo neutralne, choć z pewnym nachyleniem w dół. Jednak nawet te ryzyka w dół są relatywnie minimalne i same w sobie nie powinny stać się przyczyną zmiany ratingu - powiedział, cytowany w komunikacie, Anthony Thomas, wiceprezes Moody's i główny analityk zajmujący się Polską.

- Zmiany w węgierskim systemie były jednoznacznie negatywne z punktu widzenia kredytu i stanowiły kluczowy czynnik przemawiający za grudniową decyzją Moody's o obniżeniu ratingu węgierskich obligacji rządowych do poziomu Baa3 - dodał Dietmar Hornung, inny z wiceprezesów agencji i główny analityk zajmujący się Węgrami.

Premier Donald Tusk pod koniec 2010 roku poinformował, że składka przekazywana do OFE spadnie do 2,3 proc. z 7,3 proc., jakie fundusze emerytalne otrzymują obecnie, a 5-proc. składka będzie przekazywana na specjalne subkonta indywidualne w ZUS. Rząd chce, aby zmiany ustawowe weszły w życie od 1 kwietnia 2011 roku.

Agencja ocenia, że proponowane zmiany w polskim systemie prawdopodobnie zmniejszą zaangażowanie środków funduszy emerytalnych w obligacje rządowe.

- Normalnie, głęboka krajowa baza inwestorów, szczególnie zawodowych inwestorów nastawionych długoterminowo, takich jak fundusze emerytalne, i przepisy promujące takie inwestycje, są pozytywne dla ratingu kredytowego kraju. Jednak w tym konkretnym przypadku, niższe zaangażowanie w papiery rządowe zmniejszy pośrednią ekspozycję rządu na przyszłe wypłaty emerytur, a zatem pomoże złagodzić negatywne konsekwencje - ocenił Anthony Thomas.

W ocenie Moody's perspektywa "przetestowania" drugiego progu ostrożnościowego w tym roku oddaliła się.

"(...) wystąpiły obawy, że poziom 55 proc. długu w relacji do PKB może być w tym roku przetestowany. W ocenie Moody's teraz jest to mniej prawdopodobne. Jednak, nawet przy korzyściach z tych zmian, przed władzami nadal stoi poważne wyzwanie zmniejszenia deficytu w najbliższych kliku latach do bardziej zrównoważonych poziomów. Spodziewamy się, że wysiłki konsolidacyjne opóźnią się aż do okresu po tegorocznych wyborach parlamentarnych" - zaznaczono w komunikacie.

"Ogólnie rzecz biorąc, jednym z motywów przejścia do prywatnych funduszy emerytalnych jest transfer ryzyka z rządowego do prywatnego sektora. Jeśli fundusze emerytalne spisują się gorzej od oczekiwań bądź wypłaty są niższe od oczekiwanych, ciężar przenoszony jest na barki emeryta, choć pewna kompensacja ze strony rządu jest możliwa. Jeśli rząd nadal ma zobowiązania emerytalne, będzie się od niego oczekiwać, że zrekompensuje niedobory z innych środków. W opinii Moody's, takie zobowiązania nie przemawiają na korzyść ratingu państwa" - dodano.

(PAP)

Pobierz za darmo: program PIT 2010

RMF
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »