Afera z niemieckimi jajami to szansa dla naszych

Kilka tysięcy ferm zamkniętych, śledztwo prokuratury i wściekła prasa. Niemieckie jaja są skażone rakotwórczymi dioksynami. Polacy mogą spać spokojnie. Powód? Nie sprowadzamy jaj z Niemiec. Na odwrót: polskie jaja są eksportowane na Zachód.

W związku z wykryciem w paszy szkodliwych dla zdrowia dioksyn władze niemieckie wstrzymały dotychczas zbyt z 4700 gospodarstw rolnych zajmujących się hodowlą drobiu, w tym kur niosek, a także trzody chlewnej w 11 niemieckich krajach związkowych.

Afera dioksynowa

Niemieccy rolnicy domagają się odszkodowań. Według agencji dpa w piątek Słowacja wprowadziła tymczasowy zakaz sprzedaży jaj kurzych i mięsa drobiowego z Niemiec oraz zarządziła testy na obecność dioksyn w tych produktach. Komisja Europejska potwierdziła, że jaja z niemieckich gospodarstw, które stosowały zanieczyszczoną paszę, trafiły do Holandii. Także na rynku w Wielkiej Brytanii mogły znaleźć się produkty skażone rakotwórczymi dioksynami.

Reklama

Afera dioksynowa w Niemczech przybiera coraz większe rozmiary. W piątek ministerstwo rolnictwa landu Szlezwik-Holsztyn potwierdziło doniesienia mediów, że skażonymi tłuszczami paszowymi handlowano w Niemczech już od wielu miesięcy.

W marcu 2010 roku podczas kontroli w firmie produkującej tłuszcze paszowe Harles und Jentzsch stwierdzono przynajmniej dwa razy wyższe niż dopuszczalne ilości dioksyn, lecz prywatne laboratorium, które przeprowadziło badania, nie poinformowało władz o ich wynikach. Tłuszcze te nie powinny być wykorzystane jako składnik pasz. Prokuratura wszczęła dochodzenie przeciwko firmie Harles und Jentzsch.

Jaja, mięso i mleko mogą być zanieczyszczone

Rzecznik ministerstwa rolnictwa w Berlinie Holger Eichele zasygnalizował, że afera dioksynowa może mieć znamiona przestępstwa. - Okoliczności wskazują w obecnej chwili na duży stopień pobudek przestępczych - powiedział rzecznik.

Według niego dwie trzecie przebadanych jaj nie zawierało większej niż dopuszczalna ilości dioksyn. W pozostałych stwierdzono nieznacznie większą od normy zawartość szkodliwej substancji.

Organizacje ochrony konsumentów ostrzegły, że rakotwórcze dioksyny mogą być obecne nie tylko w jajach i mięsie, lecz także mleku, bo zanieczyszczonymi paszami karmiono również bydło. Dotychczas jednak władze uspokajają, że stwierdzone w produktach spożywczych ilości szkodliwej substancji nie stanowią zagrożenia dla zdrowia ludzi. Według sondażu telewizji ARD 66 proc. Niemców nie uważa, że obecna afera dioksynowa wpłynie na ich przyzwyczajenia związane z konsumpcją. Jedynie 4 proc. chce zrezygnować ze spożywania jaj.

Polska nie jest zagrożona

Środki ostrożności, które podjęto w związku ze skandalem, w największym stopniu dotknęły rolników w Dolnej Saksonii. Władze tego landu nakazały przejściowe wstrzymanie zbytu z aż 4468 gospodarstw. Zniszczono tam dotychczas 100 tysięcy jaj kurzych. Ministerstwo rolnictwa Dolnej Saksonii sprawdza, czy źródłem zanieczyszczenia paszy dioksynami mógł być sprowadzony z zagranicy zużyty i przerobiony olej spożywczy.

Prezes Niemieckiego Związku Rolników Gerd Sonnleitner szacuje, że w związku ze skandalem straty rolnictwa sięgają 40-60 mln euro tygodniowo. - Branża producentów pasz musi możliwie szybko ustanowić fundusz odszkodowawczy - oświadczył Sonnleitner.

Polska produkuje aż 9 mld jaj rocznie, z czego 3 mld trafiają na eksport.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: niemiecki | jaja | Niemcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »