Blitzkrieg lokacyjny

Wszyscy zainteresowani - banki, ich klienci i władza - wykazały się dużym refleksem w rywalizacji o 20 procent dochodów z odsetek od lokat.

Wszyscy zainteresowani - banki, ich klienci i władza - wykazały się dużym refleksem w rywalizacji o 20 procent dochodów z odsetek od lokat.

Pierwsze lokaty pozwalające uniknąć nowego podatku od zysków z depozytów pojawiły się tuż po pokazaniu przez ministra finansów Marka Belkę projektu zmian w ustawie o PIT. Propozycje bankowców sprowadzały się do wydłużania terminów utrzymywania depozytów. W niektórych wypadkach banki oferowały odsetki płatne z góry, "promesy lokat", albo produkty zbliżone do "linii depozytowych".

Deponentów chcących uratować swoje pieniądze zapędziła jednak do oddziałów nie tyle atrakcyjność oferty banków, co zapowiedź szybkiego zakończenia procesu legislacyjnego. Po uchwaleniu ustawy przez Sejm pojawiła się pogłoska, powtarzana w gazetach, że Senat przyjmie ją bez poprawek, prezydent natychmiast podpisze i możliwe będzie opublikowanie jej w "Dzienniku Ustaw" tuż po poprzednim weekendzie, co spowoduje włączenie złożonych po nim depozytów pod rządy nowych przepisów. Nastąpił szturm na okienka bankowe. Menedżerowie banków zdecydowali się nawet na otwarcie oddziałów w niedziele. Niespotykane było również zachowanie ministra finansów, a nawet premiera, którzy ostro krytykowali banki. Bankowcy odpowiadali, że rolą banków jest chronić oszczędności klientów.

Reklama

Sumy i emocje

O efekty nadzwyczajnej akcji depozytowej zapytaliśmy kilka dużych banków sieciowych.

W PKO BP powiedziano nam, że w ciągu pierwszych dwóch i pół tygodnia listopada nastąpił tam przyrost wartości lokat rocznych i dłuższych o 670 mln zł. Leszek Zioło, rzecznik banku, podkreśla, że bank nie przedstawił żadnego produktu stworzonego z myślą o ochronie przed podatkiem, wydłużono tylko terminy utrzymywania lokaty "Progresja".

Inne banki podawały informacje nie tyle o zmianie salda depozytów, co o wartości nowych lokat długoterminowych, otwieranych w ostatnich dniach. W Millennium, w "gorący weekend", zebrano 400 mln zł długich lokat. Podobne efekty miał Kredyt Bank. W Powszechnym Banku Kredytowym między 8 a 19 listopada zebrano długoterminowe lokaty na 784 mln zł. W Banku Przemysłowo-Handlowym, gdzie odmówiono podania wartości zebranych środków, przez pierwsze sześć dni istnienia nowej oferty klienci otworzyli kilkanaście tysięcy rachunków depozytowych. Sumy zgromadzonych pieniędzy nie podały również Pekao, ING Bank Śląski oraz Bank Zachodni WBK. Nie podajemy kwot ze względu na emocje, jakie towarzyszą tej sprawie i niechęć rządu wobec oferty banków. Nie chcemy doprowadzić do sytuacji, w której możliwość składania takich depozytów zostanie zablokowana całkowicie, co zaszkodziłoby klientom - wyjaśnia Piotr Gajdziński, rzecznik Zachodniego.

Kto mógł stracić

Dopóki NBP nie opublikuje danych o bilansie systemu bankowego, nie będzie wiadomo, skąd brały się pieniądze na zakładane przez klientów długoterminowe depozyty. Część pochodziła na pewno ze zrywanych lokat w tych samych bankach. Niemożliwe na razie jest oszacowanie, czy i które banki straciły część pieniędzy. Nie ma też informacji, w jakim stopniu bankom udało się przyciągnąć zupełnie nowe depozyty. Zdaniem Sławomira Lachowskiego, wiceprezesa BRE Banku, odpowiedzialnego za bankowość detaliczną, napływ nowych pieniędzy był niewielki. Płynęły one raczej do TFI, bo z nimi nie walczył minister Belka.

Szef działającego w ramach BRE mBanku mówi, że istniała obawa, że klienci będą wycofywali zgromadzone tam środki na rachunkach płatnych na żądanie, ale zapobiegło temu wprowadzenie lokat długoterminowych, najpierw na 10 lat, później również na krótsze terminy. W sumie pod względem depozytów BRE Bank był w połowie ubiegłego tygodnia na plusie.

Dla BRE niezbyt szczęśliwy okazał się natomiast termin startu MultiBanku, nowego działu detalicznego. Kampania reklamowa zbiegła się z falą reklam dobrze znanych już klientom konkurentów, co sprawiło, że - jak przyznaje Sławomir Lachowski - siła przebicia kampanii skierowanej na markę znacznie spadła.

Małe koszty, duża sprawa

Właśnie kampanie reklamowe były, obok wydatków na nadgodziny dla pracowników, praktycznie jedynym źródłem kosztów banków w kampanii depozytowej. Ze względu na krótki czas te wydatki nie były jednak, jak deklarują przedstawiciele banków, duże. Reklamówki w telewizji były oszczędne. Przeważały reklamy w gazetach, wykorzystanie zainteresowania dziennikarzy oraz informacja w oddziałach banków. Według Bohdana Mierzwińskiego, dyrektora Departamentu Bankowości Detalicznej w ING Banku Śląskim, wszystko zorganizowano w ramach istniejącego budżetu marketingowego. Jedne reklamy (miały dotyczyć nagrody za kredyt mieszkaniowy) zastąpiono innymi (o programie ochrony oszczędności). Oprócz tego bank nie będzie wysyłał w tym roku klientom kartek świątecznych.

Koszty zupełnie innego rodzaju mogą wiązać się ze zbyt szybkim przygotowaniem niektórych produktów, które wydawały się doskonałe w momencie premiery. Później posłowie albo senatorowie uszczelniali przepisy i ludzie, którzy zawarli już umowę z bankiem, mieli prawo poczuć się zdezorientowani. Jak reagował w takich przypadkach ING BSK? Skontaktowaliśmy się z takimi klientami i zaproponowaliśmy im skorzystanie z innych produktów - zapewnia dyrektor, zgłaszając nawet gotowość zapłacenia podatku za te osoby, które mogły być pominięte.

W sumie za stosunkowo niewielkie pieniądze bankom prawdopodobnie udało się zachować poziom depozytów sprzed paru tygodni. Nastąpił też wzrost zainteresowania różnymi sposobami pomnażania oszczędności. Był on jednak wyjątkowy. Po wejściu w życie nowelizacji ustawy podatkowej można się spodziewać znacznie wolniejszego przyrostu oszczędności (w bankach spowolnienie już następowało, ze względu na szybkie i znaczące obniżki oprocentowania depozytów). Obecny jednorazowy wyskok skłonności do oszczędzania był jednak obarczony sporym ryzykiem. Gdy kilka tygodni temu przeprowadziliśmy sondażowe badanie na temat stosunku klientów do pomysłu opodatkowania zysków z lokat, przekonaliśmy się, że istnieje poważne zagrożenie działaniami emocjonalnymi, gdy nie zawsze wybieramy to, co faktycznie jest dla nas najlepsze - mówi Bohdan Mierzwiński.

W gruncie rzeczy banki nie miały więc wielkiego wyboru - odkąd pojawiły się pierwsze "antypodatkowe" lokaty, ochrona interesów klientów polegała nie tylko na tym, by zabezpieczyć ich przed nowym podatkiem, ale również na przeciwdziałaniu utracie płynności. I w jednym i w drugim przypadku efekty są zadowalające.

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: bank | lokaty | ing | oszczędności
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »