Co utrudnia prywatyzację służby zdrowia

Całkowitą wartość prywatnego sektora usług medycznych szacuje się na około 6 mld zł. Jednak tylko 0,5 proc., czyli około 600 mln zł ogólnej wartości kontraktów z Narodowym Funduszem Zdrowia, stanowią umowy z niepublicznymi zakładami opieki zdrowotnej.

Całkowitą wartość prywatnego sektora usług medycznych szacuje się na około 6 mld zł. Jednak tylko 0,5 proc., czyli około 600 mln zł ogólnej wartości kontraktów z Narodowym Funduszem Zdrowia, stanowią umowy z niepublicznymi zakładami opieki zdrowotnej.

W Polsce funkcjonuje obecnie blisko 70 prywatnych szpitali. Łącznie z placówkami "quasi-szpitalnymi" mogącymi przyjąć 3-4 pacjentów - około 120. Daje to nam jedno z ostatnich miejsc wśród krajów Unii Europejskiej. O wiele szybciej przybywa prywatnych przychodni. Tylko w ciągu 4 lat (1999-2002) ich liczba wzrosła niemal czterokrotnie do 800 placówek. Warto wspomnieć, że w tym samym czasie liczba publicznych placówek tego typu zmalała z 2600 do 1368. Oznacza to widoczne przesuwanie się "ciężaru" opieki prewencyjnej na przychodnie prywatne.

Niewątpliwym stymulatorem rozwoju prywatnych szpitali miała szansę stać się obowiązująca od 21 maja br. ustawa o pomocy publicznej i restrukturyzacji publicznych zakładów opieki zdrowotnej. Tak się jednak nie stało. Głównie za sprawą braku powiązania między pomocą finansową państwa a wymogiem zmian własnościowych szpitali.

Reklama

Samorządy są za przekształceniami

Okazuje się, czego dowodzą coraz liczniejsze przykłady, że coraz więcej samorządów lokalnych, szczególnie w małych miastach, dostrzega potrzebę i korzyści płynące ze zmiany statusu własnościowego funkcjonujących na ich terenie placówek. Często jest to jedyna droga dla uzdrowienia kondycji szpitala, przecięcia spirali długów i uratowania placówki dla społeczności lokalnej.

Zdecydowana większość, jeśli nie wszystkie, powstałych w ten sposób prywatnych placówek ma status spółek z o.o. z większościowym bądź 100-proc. udziałem samorządu lokalnego, który jednocześnie przejmuje długi jednostki.

Trzeba wyraźnie podkreślić, że pomimo wszelkich niedogodności związanych ze zmianą statusu placówki, zyskują one, oprócz innych, przynajmniej jeden istotny atut w stosunku do publicznych ZOZ. Mogą prowadzić działalność komercyjną, tzn. sprzedawać usługi medyczne pacjentom, którzy chcą za nie zapłacić.

Przytoczony przykład pokazuje najbardziej typową drogę zmiany statusu prawno-własnościowego szpitali. Nie jest to jednak droga jedyna. <

Najlepiej gdyby znalazł się inwestor

Wielu polskim szpitalom, tak jak zresztą zwykłym podmiotom gospodarczym, bardzo przydałby się inwestor strategiczny. Można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że w tym przypadku mogłyby to być np. duże firmy farmaceutyczne, producenci i dostawcy sprzętu medycznego itp. Nie wyklucza to oczywiście innych możliwości, dziś jeszcze trudnych do zaakceptowania głównie przez środowisko służby zdrowia.
Paradoksalnie jednak wspomniana ustawa prowokuje do poszukiwania nowych rozwiązań.

Dopuszcza bowiem m.in. emisje wieloletnich obligacji przez zadłużone szpitale jako źródło zaspokojenia roszczeń wierzycieli. W praktyce okaże się jak brak konkurencyjnego oprocentowania w stosunku do innych dostępnych produktów finansowych, a także brak gwarancji ze strony Skarbu Państwa, wpłyną na praktyczne możliwości wykorzystania tego instrumentu. Tym bardziej że często gwarantem emisji musiałyby być zadłużone jednostki samorządowe. Zastrzeżenia te nie zmieniają jednak faktu, że stąd już bardzo blisko do zrobienia kolejnego kroku, a mianowicie przyjęcia procedur pozwalających na kapitalizację długów publicznych placówek służby zdrowia. Innymi słowy do zamiany tych długów na akcje bądź udziały. W konsekwencji czego dotychczasowi wierzyciele mogliby stać się właścicielami szpitala.

Obawa przed tzw. dziką prywatyzacją

Zresztą tak naprawdę już teraz nie ma formalnych przeciwwskazań, aby w ramach przygotowywanych przez jednostki programów restrukturyzacyjnych skorzystać z tego rozwiązania, np. przy zawieraniu koniecznych porozumień o restrukturyzacji długów szpitali. Tym bardziej, że jest to mechanizm sprawdzony, często stosowany pomiędzy podmiotami w gospodarce rynkowej.

Najistotniejszą przeszkodą w praktycznym wykorzystaniu tego rozwiązania w sektorze służby zdrowia jest przede wszystkim opór i obawa środowiska medycznego. W opinii przeważającej jego części byłaby to tzw. dzika prywatyzacja, w konsekwencji której część pracowników mogłaby stracić pracę, a placówki mogłyby być stawiane w stan upadłości.

Rzeczywiście nie można wykluczyć i takich sytuacji. Trzeba jednak wyraźnie stwierdzić, że nawet ostateczność, czyli postawienie szpitala w stan upadłości, najczęściej nie oznacza jego fizycznej likwidacji i zaprzestania działalności. Oznacza natomiast podjęcie procesu restrukturyzacji i zmiany właściciela. Z punktu widzenia pacjenta nie musi być to zmiana na gorsze.

Należy oczywiście wyraźnie zaznaczyć, że powyższe rozwiązanie nie jest jedynym panaceum na rozwiązanie wszystkich problemów finansowych szpitali. Warto je traktować jednak jako jedną z możliwych alternatyw zbliżających sektor usług medycznych do rzeczywistości gospodarczej i otoczenia rynkowego.

Prywatne szpitale chcą równouprawnienia

Dla powodzenia, nieuchronnego w sumie procesu prywatyzacji części placówek służby zdrowia, niezbędne jest spełnienie jeszcze jednego warunku. Konieczna jest mianowicie zmiana optyki w postrzeganiu prywatnych placówek, szczególnie szpitali przez NFZ. Nawet jeśli przyjąć, że część skarg na nierówne traktowanie, płynących od już istniejących placówek, jest nieco przesadzona, to niewątpliwie nie można tych sygnałów całkowicie bagatelizować. Dla kondycji całego sektora opieki zdrowotnej i interesów pacjentów ważne jest, aby prywatne placówki służby zdrowia były równoprawnymi uczestnikami rynku usług medycznych.

Dziś w ich własnej ocenie jeszcze tak nie jest. Zawierane kontrakty są zbyt niskie, co dotyczy prawie wszystkich jednostek, poza tym, w przeciwieństwie do wielu publicznych ZOZ, co roku muszą być odnawiane. To oczywiście utrudnia planowanie rozwoju działalności.

Mimo tych przeszkód cały czas dokonuje się nieodwracalny, aczkolwiek powolny, proces zmieniający obraz polskiej służby zdrowia. Jego trwałym elementem będą m.in. prywatne szpitale, a prawdopodobnie także inne jednostki funkcjonujące dotychczas w publicznym sektorze usług medycznych.

Gazeta Prawna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »