Gdynia bez pensji, Gdańsk w Brukseli

Załoga Stoczni Gdynia dostała tylko część wypłaty, a pracownicy z Gdańska dadzą się we znaki mieszkańcom stolicy Belgii. Wczoraj w Stoczni Gdynia wypłacono tylko 20 proc. pensji. Firma nie miała pieniędzy, bo Rami Ungar, armator finansujący w spółce płace, nie przesłał pieniędzy.

Rozjuszyła go próba ręcznego sterowania spółką przez polityków.

Kadrowe reperkusje

- Rami Ungar często przekazuje stoczni pieniądze na wypłaty (np. jako przedpłaty za statki). Po informacji, że z rady do zarządu ma być oddelegowany Henryk Ogryczak (szefował stoczni i był prezesem gdańskiego Centromoru - przyp. red.), nie przesłał pieniędzy. Obawia się, że może to być osoba związana z Pawłem Brzezickim, szefem Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP), od którego wcześniej słyszał niejednokrotnie, że nie jest u nas mile widziany - mówi Dariusz Adamski, szef Solidarności w Stoczni Gdynia i członek rady nadzorczej.

Reklama

- Przedstawiciele skarbu państwa poprosili, aby na miejsce reprezentanta Korporacji Polskie Stocznie w radzie Stoczni Gdynia powołać pana Ogryczaka i na tym nasza rola się skończyła - mówi Paweł Brzezicki, prezes ARP.

Według naszych informacji, o wprowadzenie do stoczni Henryka Ogryczaka zabiegali również lokalni politycy PiS. Docierają też do nas informacje, że ma on kontrolować, jak stocznia rozdysponuje 515 mln zł, które ma otrzymać od skarbu na spłatę publicznych zobowiązań. Henryk Ogryczak był wczoraj nieuchwytny. Resort skarbu nie odpowiedział na pytania o kadrowych roszadach w stoczni.

Dziś Rami Ungar ma przyjechać do Gdyni, by ustalić zasady współpracy. Przedstawiciele stoczni uspokajają, że udało im się przekonać go do przekazania pieniędzy i dziś załoga stoczni powinna otrzymać resztę pensji.

Rocznicowy protest

Problemy ma też Stocznia Gdańsk. Komisja Europejska do 21 sierpnia czeka na decyzję zarządu o zamknięciu dwóch z trzech pochylni. Tymczasem związkowcy w rocznicę porozumień sierpniowych - 31 sierpnia - chcą w Brukseli protestować przeciwko redukcji mocy.

- Staramy się o zezwolenia na legalną manifestację - mówi Roman Gałęzewski, szef Solidarności Stoczni Gdańsk.

Stocznia chce w trzy lata zainwestować w pływający dok. Wtedy pochylnie nie będą jej potrzebne. Koszt inwestycji w dok to około 340 mln zł. Dlatego też w piątek walne ma zdecydować o podwyższeniu kapitału firmy o 300-400 mln zł przez przyszłego inwestora. Stocznią interesuje się ukraiński Donbas.

Katarzyna Kapczyńska

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: Stocznia | stoczni | zarobki | załoga | wypłaty | Gdynia | skarbu | Gdańsk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »