Kluseczka z Chrzanowa

Najpierw wykastrować, a potem sprawdzić, czy to rzeczywiście był wielbłąd - niestety, taką dewizą kieruje się spora część urzędów skarbowych w Polsce. Nawet te najprzyjaźniejsze podatnikom.

To jest historia jak tysiące innych. Był sobie przedsiębiorca - czas przeszły jest jak najbardziej wskazany - który po 1 maja zaczął handlować paliwami z Czechami i Niemcami. Do miejscowego urzędu skarbowego w Chrzanowie co miesiąc występował o zwrot VAT-u. Chodziło o niebagatelne kwoty rzędu od kilkuset do przeszło miliona złotych.

Pracownikom fiskusa podatnik zdecydowanie nie przypadł do gustu. "Przedłożone dokumenty nie potwierdzają jednoznacznie autentyczności dokonanych dostaw wewnątrzwspólnotowych" - czytamy w postanowieniu o przedłużeniu terminu zwrotu VAT. Co nie podobało się skarbówce? Otóż na dokumentach wprawdzie są pieczątki firm, z którymi handlował podatnik, ale brakuje pieczątek imiennych, a podpisy są nieczytelne...

Reklama

Pomińmy fakt, że w przepisach nie ma słowa o tym, jak ma wyglądać autograf na fakturze, bo w tej sprawie w ogóle nie zajmują one stanowiska. Ważniejsze jest to, że pierwsze pismo z wyjaśnieniem podatnik dostał dopiero w październiku 2004 r., a więc niemal pół roku po tym, jak po raz pierwszy wystąpił o zwrot VAT-u. Przez ten czas urząd nie wypłacił mu ani złotówki, bo za każdym razem, gdy zbliżał się dzień przekazania zwrotu, wyznaczał inny termin.

W grudniu handlarz paliwem odwołał do Izby Skarbowej w Krakowie, ale ta podtrzymała decyzję US Chrzanów, uznając, że na razie o zwrocie nie może być mowy, bo "dokumenty nie wyjaśniają w sposób wystarczający zaistniałego stanu faktycznego". Sprawa musi być więc dalej wyjaśniana. Zresztą, podkreśla dyrektor izby, "Naczelnik Urzędu Skarbowego wydając zaskarżone postanowienie nie rozstrzygnął na niekorzyść strony". Słowem, nie ma się o co pieklić, sprawa jest rozpatrywana i czekajmy spokojnie na wyniki.

Przez te kilka miesięcy urzędnicy ustalili, że "podatnik jest firmą jednoosobową (zatrudniony również w innym zakładzie pracy), nie zatrudnia pracowników, nie dysponuje zapleczem magazynowym, adres firmy znajduje się w jednorodzinnym budynku mieszkalnym". Pracownicy skarbówki zwracają uwagę, że przedsiębiorca zajął się handlem paliwami dopiero po 1 maja /wejście Polski do Unii sic!/, a obroty, jakie firma osiągnęła w kilka miesięcy, liczone są w milionach złotych.

Słowem, sprawa na kilometr pachnie aferą paliwową! Czy zatem urzędnicy nie mieli podstaw sądzić, że trafili na kolejnego "słupa" w łańcuchu firm fikcyjnie handlującego paliwem? Oczywiście, że mieli! Tyle tylko, że jeśli wpadli na trop przestępstwa, najwyższy czas, żeby sprawą zajęła się prokuratura. Tymczasem, jak dotąd urząd w Chrzanowie "tylko" odracza kolejne terminy zwrotu VAT-u. Na tyle skutecznie, że firma musiała zwinąć interes.

Teraz możliwe są dwa scenariusze: albo potwierdzi się wersja, że podatnik jest, albo raczej był oszustem, próbującym wyłudzić zwrot podatku, albo nie. W pierwszym przypadku sprawa jest prosta, regulowana przez kodeks karno-skarbowy. Gdyby jednak okazało się, że handlowiec jest "czysty"... no cóż, podatnikowi zostanie tylko czysta satysfakcja, że jednak nie był wielbłądem.

Ile takich wielbłądów "wykastrowały" skarbówki nie wiadomo, ale wciąż głośno jest o jednym takim, co nie dał, a w Nowym Sączu poborcy zaczęli uważać na to, co robią.

Co ciekawe, sprawę prowadzi urząd, który w 2004 r. w dorocznym konkursie organizowanym przez BCC i Ministerstwo Finansów otrzymał tytuł Urzędu Skarbowego Przyjaznego Przedsiębiorcy.

INTERIA.PL/inf. własna
Dowiedz się więcej na temat: podatnik | VAT | przedsiębiorca | zwrot
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »