Mieszane sygnały z gospodarki światowej

W dalszym ciągu z gospodarki amerykańskiej płyną mieszane sygnały. Ameryka imponuje tempem wzrostu PKB, ale szybki wzrost za cenę rosnących bliźniaczych deficytów może okazać się krótkotrwały.

W dalszym ciągu z gospodarki amerykańskiej płyną mieszane sygnały. Ameryka imponuje tempem wzrostu PKB, ale szybki wzrost za cenę rosnących bliźniaczych deficytów może okazać się krótkotrwały.

Stany Zjednoczone

Nie pojawiły się jak dotąd przekonujące sygnały o poprawie sytuacji na rynku pracy. Utrzymujące się ożywienie bez nowych miejsc pracy (jobless recovery) przełożyło się na znaczący spadek indeksu zaufania konsumentów. Jeszcze w styczniu znajdował się on na poziomie 96,4 pkt i był najwyższy od połowy 2002 r. W lutym wskaźnik zaufania konsumentów znalazł się na poziomie 87,3 pkt, co zaskoczyło analityków spodziewających się łagodniejszego spadku indeksu. Nastroje konsumentów obserwowane są z uwagą, ponieważ wydatki konsumentów stanowią aż dwie trzecie amerykańskiego PKB.

Reklama

Podstawowym problemem pozostaje trwałość ożywienia w amerykańskiej gospodarce. W szybkim tempie zwiększa się zarówno wewnętrzna, jak i zewnętrzna równowaga gospodarcza, pierwsza ? wyrażona rosnącym deficytem budżetowym, druga - deficytem na rachunku obrotów bieżących. Kroki, które administracja prezydenta Busha planuje podjąć, aby do roku 2009 zmniejszyć deficyt budżetowy o połowę nie wzbudzają entuzjazmu wśród analityków i komentatorów i to zarówno z prawej jak i z lewej strony. Podstawowym problemem trapiącym amerykański budżet jest spadek dochodów. Początkowo stało się tak za sprawą gospodarczego spowolnienia, ale następnie spadek dochodów został pogłębiony przez cięcia podatkowe wprowadzone przez amerykański rząd. Szacuje się, że w roku 2004 dochody budżetu spadną poniżej 16 proc. PKB ? czyli do poziomu najniższego od lat 50. Utrzymujący się duży deficyt budżetowy absorbuje znaczną część i tak mizernych oszczędności Amerykanów, przez co przyczynia się do wzrostu deficytu na rachunku obrotów bieżących. Problem pogłębiających się deficytów nie zostanie rozwiązany przez spadek notowań dolara. Pomimo zapewnień sekretarza skarbu Johna Snowa, który powtarza, że amerykańska administracja w dalszym ciągu opowiada się za silnym dolarem powszechnie uważa się, że spadek wartości dolara Amerykanie przyjmują z zadowoleniem. Dolar traci na wartości głównie do euro, gdyż państwa azjatyckie interweniują na rynku, aby nie dopuścić do wzmocnienia ważnych walut. Silne euro staje się powoli solą w oku Europy, co może ograniczyć ewentualne dalsze silne spadki notowań waluty amerykańskiej do euro. Wyjściem z sytuacji wydaje się wzrost stóp procentowych w USA. Pierwsze przesłanki, które mogą wskazywać na zbliżający się koniec luźnej polityki fiskalnej już się pojawiły. Podwyżka stóp procentowych wydaje się przesądzona. Pozostaje jedynie pytanie, kiedy do niej dojdzie? Rok wyborczy nie sprzyja gwałtownym zmianom, dlatego do jego końca trudno oczekiwać większych zmian niż 25 punktów bazowych. Rok 2005 może jednak okazać się rokiem wyższych stóp oraz powrotu dolara, kto wie, być może waluta amerykańska zdoła wzmocnić się do euro jeszcze w tym roku.

Euroland

Niestety, z Europy w dalszym ciągu napływa zbyt mało dobrych informacji. Rozczarowały dane dotyczące wzrostu PKB za trzeci kwartał 2003 r. W Niemczech PKB i eksport wzrastały odpowiednio w tempie 0,2 proc. i 0,3 proc. (k/k), natomiast we Francji o 0,5 proc. i 1 proc. (k/k). W lutym indeks koniunktury IFO spadł do 96,4 pkt w porównaniu do 97,5 pkt w styczniu. Rynek oczekiwał wzrostu indeksu w okolice 97,7 pkt. IFO spadł po raz pierwszy od dziesięciu miesięcy. Największe rozczarowanie dotyczy chyba jednak dalszego spadku konsumpcji, kwartał do kwartału, w Niemczech. Pod koniec zeszłego roku konsumpcja spadła o 0,8 proc. (r./r.), sprzedaż detaliczna o 1 proc. (r./r.), a dochody gospodarstw domowych spadły o 0,9 proc. W 2003 r. najgorsze tempo wzrostu zanotowano w eksporcie od roku 1993 (tylko 1,1 proc.). Na te rozczarowujące dane mogła mieć wpływ apreacjacja euro. Jedna z niewielu pozytywnych wiadomości dotyczyła zaś inwestycji korporacyjnych, które jedynie zrekompensowały silny spadek inwestycji obserwowany na początku 2003 r.

Nie najlepiej wygląda też sytuacja we Francji. Konsumpcja gospodarstw domowych wzrosła tylko o 0,3 proc. (k/k), to znaczniej mniej, niż się spodziewano. Inwestycje wzrosły o 0,7 proc., jednak wzrost ten był generowany przez nieznaczny wzrost sektora prywatnego i wyraźny wzrost wydatków publicznych (aż o 1,4 proc. k/k).

W ostatnich miesiącach, mimo żółwiego tempa wzrostu PKB, można zaobserwować wyraźną poprawę aktywności gospodarczej, którą obrazuje indeks PMI (dotyczy sektora produkcyjnego i usługowego). PMI wzrósł z około 46 pkt w połowie 2003 r., do obecnego poziomu 56 pkt. Wydajność gospodarki po spadku do 0 proc. (r./r.) w drugim kwartale 2003 r. zaczynała powoli wzrastać. Analitycy spodziewają się, że wzrost wydajności wyniesie na początku stycznia 1,5 proc. (r./r.). Takie zjawisko jest dosyć typowe dla gospodarki znajdującej się w niskim punkcie równowagi makroekonomicznej, z tendencją do ożywienia.

Obecnie zatrudnienie w Eurolandzie nie wzrosło, nie wzrosła też stopa bezrobocia, która od marca 2003 r. utrzymuje się na poziomie 8,8 proc. Przyczyny takiego stanu rzeczy mogą być dwie. Po pierwsze, spadło tempo wzrostu podaży siły roboczej w Eurolandzie, podaż zwiększyła się zaledwie 0,4 proc. w 2003 r., to o ponad połowę mniej niż w roku 2002 (1 proc.)., co potwierdza, że społeczeństwo Eurolandu się starzeje. Po drugie, wpływ na niezmieniony poziom wskaźnika bezrobocia ma reforma ekonomiczna lub statystyczna. W Niemczech, mimo kurczenia się zatrudnienia, stopa bezrobocia spadła od ostatniej wiosny z 9,4 proc. w kwietniu do 9,2 proc. w grudniu. Jedna z reform dotyczy bezrobotnych, którzy byli zarejestrowani w urzędach, ale przechodząc określone szkolenia (m.in. przekwalifikowanie) nie są zaliczani tymczasowo do grona właściwych bezrobotnych.

Te ostatnie nienajlepsze dane dotyczące PKB w Niemczech i Francji dowodzą, że należy ostrożnie podchodzić do siły wzrostu ożywienia gospodarczego w Eurolandzie, jak i do ryzyka związanego z apreacjacją euro. Wydaje się, że gospodarka Eurolandu tkwi jeszcze w początkowej fazie ożywienia, pytanie tylko, jak długo potrwa ta faza.

Japonia

Gospodarka japońska mocno ruszyła pod koniec roku 2003. PKB wzrósł o 1,7 proc. w ostatnich trzech miesiącach. Rekordowy wzrost PKB w 2003 r. do poziomu aż 7 proc. pozostawia w tyle większość uprzemysłowionych państw świata, w tym Stany Zjednoczone (4 proc. PKB).

Siłą napędu tak wysokiego wzrostu są ożywiony eksport i wydatki inwestycyjne. W ostatnich latach firmy japońskie kontynuowały inwestycje zagraniczne głównie w krajach azjatyckich. Jednak od zeszłego lata zaczęły również zwiększać nakłady kapitałowe w rodzinnym rynku. Wydatki kapitałowe zwiększyły się aż o 5,1 proc. Gdy gospodarka amerykańska czeka na nieśmiały krok do marszu, to ostatnio napłynęły bardzo dobre wiadomości z Chin. Na największym wschodzącym rynku świata jest bardzo silny popyt na różne produkty japońskie, począwszy od high-tech cyfrowych gadżetów, poprzez telefony komórkowe, kończąc na ciężkim sprzęcie konstrukcyjnym i samochodowym. W 2003 r. eksport towarów japońskich do Chin wzrósł aż o 33,2 proc., podczas gdy import zwiększył się o 13 proc., po uwzględnieniu eksportu do Hongkongu nadwyżka bilansu handlowego wynosi 1000 mld jenów. Należy podkreślić, że większość uprzemysłowionych państw świata więcej importuje z Chin, niż eksportuje.

Najbardziej cieszą jednak dane dotyczące popytu wewnętrznego. Japonia jest uważana za jeden z najbardziej oszczędnych narodów wśród rozwiniętych państw. Wydatki gospodarstw domowych, stanowiące tylko 60 proc. PKB, wzrosły o 0,8 proc. k/k (głównie dzięki sprzętom elektronicznym, takim jak telewizory z płaskimi ekranami, nagrywarki DVD, video gry i urządzenia klimatyzacyjne).

W grudniu 2003 r. stopa bezrobocia w Japonii znacznie spadła do poziomu 4,9 proc., czyli do najniższego poziomu od 30 miesięcy. Nie ma wątpliwości, że rynek pracy się poprawił. Większa uwaga teraz skupi się jednak na tym, czy poprawa w sektorze produkcyjnym rozszerzyła również do sektora nie-produkcyjnego?

W 2004 r. gospodarkę japońską nadal napędza eksport. Istnieje jednak ryzyko co do dalszego, znacznego wzrostu ożywienia gospodarczego. Pewne obawy związane są z tzw. kwitnącą ekonomią Chin i odradzającą się ekonomią Ameryki. W tej chwili na rynku nieruchomości w Chinach już pojawił się pierwszy znak przegrzania. Jest on raczej mało realny, ale jeśli gospodarka Chin gwałtownie zwolni tempo wzrostu, odbije się to dramatycznie na japońskim eksporcie. Chyba, że gospodarka amerykańska szybko przejmie pałeczkę konsumpcji nadwyżki produkcyjnej Japonii, pytanie tylko, kiedy nieśmiałe ożywienie w Stanach uruchomi największą lokomotywę gospodarki świata? Czy nastąpi to jeszcze przed wyborami prezydenckimi w listopadzie? Inne obawy związane są z silną apreacjacją jena. Od spotkania G7 we wrześniu ubiegłego roku kurs USD/JPY spadł z 117 do 105 (tj. ponad 10 proc.), a szacuje się, że spadek o 10 jenów przekłada się na spadek PKB 0,2 proc. co bardzo niepokoi japońskie władze. Wydaje się jednak, że Bank of Japan posiada wystarczające środki, by skutecznie interweniować na rynku walut. Po ostatniej rekordowej interwencji (w samym tylko styczniu 2004 r. przeznaczono na ten cel więcej niż w całym roku 2003!) kurs jena wzrósł do ponad 108.

Jacek Jurczyński

Zhaonan Wei

WGI Dom Maklerski SA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »