Nie ma się czym chwalić

Finansowanie deficytu budżetu państwa, którego jednym z istotnych elementów były dotąd przychody z prywatyzacji, nie jest zagrożone. Wszystko dzięki silnemu popytowi na polskie obligacje.

Finansowanie deficytu budżetu państwa, którego jednym z istotnych elementów były dotąd przychody z prywatyzacji, nie jest zagrożone. Wszystko dzięki silnemu popytowi na polskie obligacje.

Prywatyzacja Stoenu, warszawskiego dystrybutora energii, wciąż stoi pod znakiem zapytania. Co prawda z wczorajszego porządku obrad Sejmu usunięto dyskusję w tej sprawie, jednak posłowie Ligi Polskich Rodzin, którzy sprzeciwiają się "oddawaniu polskiego majątku w niemieckie ręce", wciąż domagają się wyjaśnień od Wiesława Kaczmarka, ministra skarbu. I prawdopodobnie dopóki Sejm jednoznacznie nie wypowie się na temat sprzedaży akcji warszawskiej spółki niemieckiemu koncernowi RWE, dopóty minister Kaczmarek nie popchnie realizacji przedwstępnej umowy sprzedaży 85 proc. udziałów.

Reklama

Jak wykazujemy, pośpiechu nie ma. Finansowanie deficytu budżetu państwa, którego jednym z istotnych elementów były dotąd przychody z prywatyzacji, nie jest zagrożone. Wszystko dzięki silnemu popytowi na polskie obligacje. Inwestorzy chętnie kupują papiery kraju, który w bliskiej perspektywie wejdzie do Unii Europejskiej. Już dziś wiadomo, że przychody z prywatyzacji będą mniejsze, niż założono w budżecie. Nic nie stanie się też, jeśli do końca roku minister Kaczmarek nie sprzeda żadnej z państwowych firm. Po prostu resort finansów sprzeda więcej obligacji czy bonów skarbowych, i po sprawie.

Oczywiście tylko z budżetowego punktu widzenia. Prywatyzacja - oprócz wtórnej roli fiskalnej - jest bowiem potrzebna polskiej gospodarce. Dlatego, że prywatny właściciel jest lepszy od państwowego. Rację ma oczywiście minister Kaczmarek, gdy mówi, że nie będzie prywatyzował tylko i wyłącznie w celu łatania budżetowej dziury. Ale prywatyzować trzeba, bo to jedyna szansa na dalsze funkcjonowanie państwowych dziś firm. Zwłaszcza po wejściu Polski do UE.

Prywatyzacja jednak ewidentnie się wlecze, i podobnie jak inne reformatorskie akcje rządu pozostaje w sferze zapowiedzi. Pewnie też z tego powodu premier Leszek Miller ostatecznie odwołał wczoraj zapowiadane i przesuwane kilka razy sprawozdanie w Sejmie po roku funkcjonowania rządu. W zamian posłowie dostaną informację na piśmie. I słusznie. Skoro nie ma się czym chwalić...

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: Kaczmarek | minister | prywatyzacja | obligacje | finansowanie | Polskie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »