Niewzruszony złoty

W minionym tygodniu złoty pozostał stabilny, jeżeli spojrzymy na tzw. odchylenie od parytetu bazujące na notowaniach EUR/PLN i USD/PLN. Na zakończenie notowań 9 marca b.r. wynosiło ono 19,40 proc. po mocnej stronie, a tydzień później 19,31 proc. Złoty jednak osłabił się tylko do euro (o 0,7 proc.) - kurs EUR/PLN wzrósł do 3,8880 zł, a umocnił względem dolara (o 0,8 proc.) spadając do 2,9220 zł. Taka sytuacja była wynikiem sporych przesunięć na globalnym rynku EUR/USD, który na przestrzeni tygodnia wzrósł z 1,3115 do 1,3315. To z kolei było wynikiem obaw dotyczących stanu amerykańskiej gospodarki i oczekiwań rynku na kolejną podwyżkę stóp procentowych w strefie euro.

W minionym tygodniu złoty pozostał stabilny, jeżeli spojrzymy na tzw. odchylenie od parytetu bazujące na notowaniach EUR/PLN i USD/PLN. Na zakończenie notowań 9 marca b.r. wynosiło ono 19,40 proc. po mocnej stronie, a tydzień później 19,31 proc. Złoty jednak osłabił się tylko do euro (o 0,7 proc.) - kurs EUR/PLN wzrósł do 3,8880 zł, a umocnił względem dolara (o 0,8 proc.) spadając do 2,9220 zł. Taka sytuacja była wynikiem sporych przesunięć na globalnym rynku EUR/USD, który na przestrzeni tygodnia wzrósł z 1,3115 do 1,3315. To z kolei było wynikiem obaw dotyczących stanu amerykańskiej gospodarki i oczekiwań rynku na kolejną podwyżkę stóp procentowych w strefie euro.

Można było jednak odnieść wrażenie, że inwestorzy operujący w naszym regionie byli dosyć odporni na niepokojące informacje napływające zza Oceanu. Niewykluczone, że był to wynik zachowania się japońskiego jena, który w ostatnich dniach wszedł w konsolidację po wcześniejszych dynamicznych wzrostach będących pochodną zamykania pozycji opartych o tzw. carry-trade. Pewnym błędem byłoby jednak twierdzenie, że proces zamykania pozycji opartych o tzw. strategie carry-trade zbliża się do końca.

Tak jak pisaliśmy w poprzednich raportach może on mieć długotrwały charakter, gdyż klimat do bardziej ryzykownych inwestycji stopniowo się pogarsza. Widać to chociażby po zachowaniu się zagranicznych giełd, których korelacja z walutami ostatnio wzrosła, a które w ostatnich dniach były dosyć nerwowe. Dodatkowo cały czas istnieje ryzyko, że scenariusz dla amerykańskiej gospodarki nie będzie optymistyczny, jak to o tym zapewniał Ben Bernanke, a zmaterializują się słowa byłego szefa FED, Alana Greenspana. To oczywiście miałoby swoje skutki i tylko przyspieszyłoby proces redukowania pozycji na rynkach wschodzących.

Reklama

Wróćmy jednak do informacji z kraju. Na uwagę zasługują publikacje danych o inflacji CPI i średniej płacy za luty, a także istotne wypowiedzi na temat możliwości przyszłego kształtowania się ścieżki inflacyjnej. Wskaźnik cen tak jak oczekiwano wzrósł do 1,9 proc. r/r, chociaż dane za styczeń nieznacznie zrewidowano w dół do 1,6 proc. r/r z 1,7 proc. r/r. Z kolei dynamika średniej płacy wyniosła 6,4 proc. r/r, nieco niżej od prognozowanych przez rynek 6,5 proc. r/r i 7,8 proc. r/r odnotowanych w styczniu. Pojawiły się jednak głosy (z samego ministerstwa finansów), że w marcu wskaźnik może przekroczyć poziom 2 proc. r/r, a w grudniu naruszyć cel inflacyjny banku centralnego na poziomie 2,5 proc. r/r. To jednak będzie zależeć od zachowania się cen w miesiącach letnich. Ryzyko ich przyspieszenia pokazał także niezależny raport firmy BIEC, bazujący na przyszłym wskaźniku inflacji (WPI).

Za główny czynnik ryzyka uważa się szybko rosnący popyt krajowy i możliwość szybszego domknięcia tzw. luki popytowej, a także wysoką dynamikę wzrostu płac w ostatnich miesiącach. Tym samym nie dziwią pojawiające się ostatnio "jastrzębie" sformułowania członków Rady Polityki Pieniężnej. Zdaniem Andrzeja Wojtyny rynek nie do końca właściwie zinterpretował komunikat po ostatnim posiedzeniu, a perspektywa podwyżek stóp procentowych jeszcze w tym półroczu jest coraz bardziej prawdopodobna.

Dodał przy tym, iż raczej nie będzie to posunięcie jednorazowe. Pytanie jednak, czy uda się przekonać do takich posunięć obóz "gołębi", których w minionym tygodniu poparł obecny szef NBP, Sławomir Skrzypek. Warto jednak zauważyć, że perspektywa podwyżek stóp procentowych będzie ujemnie wpływać na nastroje na rynku długu (ceny obligacji będą spadać, przy wzroście ich rentowności) i tym samym rzutować na złotego. Do prawdziwych problemów dojdzie jednak dopiero wtedy, kiedy nastroje na rynkach globalnych jeszcze bardziej się pogorszą, a inwestorzy dojdą do wniosku, że nie pokryją sobie strat na obligacjach perspektywą umocnienia się złotego.

W przyszłym tygodniu uwaga inwestorów skupi się na danych GUS o produkcji przemysłowej i cenach PPI za luty (w poniedziałek), przetargu 5-letnich obligacji PS0412 (w środę) i informacjach o dynamice sprzedaży detalicznej i stopie bezrobocia (w piątek). Rynek spodziewa się jednak nieznacznego pogorszenia w relacji do stycznia, tym samym informacje te nie będą stanowić silnego wsparcia dla naszej waluty. Kluczowe nadal pozostanie zachowanie się rynków światowych (giełd, a także eurodolara i japońskiego jena).

Rynek międzynarodowy:

Mijający tydzień nie okazał się najlepszy dla amerykańskiego dolara. Obrazujący jego zachowanie względem "sześciu" głównych światowych walut, US Dollar Index, spadł z 84,24 pkt. w piątek 9 marca b.r., do 83,15 pkt. tydzień później. Najbardziej interesujący nas kurs EUR/USD zwyżkował do 1,3315.

Słaby dolar to głównie wynik rosnącego ryzyka negatywnego scenariusza dla amerykańskiej gospodarki, przed którym przestrzegał w ostatnich tygodni temu były szef FED, Alan Greenspan. Jednym z jego akceleratorów mogłyby się stać problemy instytucji hipoteczno-pożyczkowych, wśród których stopień złych kredytów wzrósł do niepokojących rozmiarów, stawiając nawet największe z nich na skraju bankructwa. Sprawa może położyć się cieniem na całym sektorze finansowym, jeżeli zaangażowane w nią kluczowe banki będą zmuszone do egzekucji spornych kwot, prowadząc tym samym do pogorszenia się nastrojów wśród konsumentów.

Na razie jednak duże banki, jak Bear Stearns, czy Lehman Brothers zapewniały, że problem złych kredytów pozostaje pod kontrolą. Niemniej jednak, jak pokazał odczyt danych o sprzedaży detalicznej za luty, która po zerowym odczycie w styczniu, wzrosła tylko o 0,1 proc. m/m, a bez uwzględnienia samochodów spadła o 0,1 proc. m/m, poziom konsumpcji wśród Amerykanów niepokojąco maleje. A to w perspektywie kolejnych miesięcy może przełożyć się na pozostałe sektory gospodarki. Słabe okazały się także odczyty danych obrazujących szacunki aktywność sektora wytwórczego w Nowym Jorku i Filadelfii w marcu, chociaż nie potwierdził tego odczyt dynamiki produkcji przemysłowej za luty. Wzrosła ona do 1 proc. m/m, a wykorzystanie mocy produkcyjnych do 82,0 proc., co pokazuje, że napływające informacje są dosyć mieszane.

Gorszy od prognozowanych 90 pkt. był jednak wstępny odczyt indeksu nastrojów konsumenckich za marzec (88,8pkt.). Niestety FED ma jednak trochę związane ręce, gdyż presja inflacyjna na razie nie słabnie szybko - czwartkowy odczyt wskaźnika PPI nieco przewyższył prognozy (bazowy w lutym na poziomie 0,4 proc. m/m), a kluczowe dane o inflacji konsumenckiej (CPI) były zgodne z prognozami. Po odjęciu zmian cen żywności i energii (core) wzrost wyniósł 0,2 proc. m/m i 2,7 proc. r/r. Tym samym na obecną chwilę nie zakładalibyśmy obniżki stóp procentowych w USA wcześniej niż późną jesienią. Jeżeli jednak sytuacja w najbliższych miesiącach będzie iść w kierunku słabnącej gospodarki i nadal utrzymującej się relatywnie wysoko inflacji, to ewentualne cięcia stóp mogą być wyraźniejsze.

Z kolei silne zachowanie się europejskiej waluty to wynik utrzymujących się "jastrzębich" komentarzy ze strony przedstawicieli Europejskiego Banku Centralnego. Wprawdzie podczas konferencji po zakończonym posiedzeniu 8 marca, szef ECB starał się bardziej ważyć swoje słowa (znikło sformułowanie o niskich stopach i konieczności zachowania "wzmożonej czujności"), to na rynku nadal panowało przekonanie, co do podwyżki w czerwcu do poziomu 4,00 proc., które zostało wzmocnione w ubiegłym tygodniu.

Niezależnie od tego inflacja HICP za luty utrzymała się na poziomie 1,8 proc. r/r (od września ub.r utrzymuje się poniżej referencyjnego poziomu 2 proc. r/r). Z kolei produkcja przemysłowa w styczniu nieoczekiwanie spadła w styczniu o 0,2 proc. m/m, a w ujęciu rocznym zmalała do 3,7 proc. r/r. Wiele będzie jednak zależeć od publikowanych danych w nadchodzących tygodniach, chociaż nie wydaje się, aby zmieniły one zapatrywania przedstawicieli ECB, którzy jak zaznaczali obawiają się przyspieszenia inflacji w dopiero w końcu roku (tym samym obecne podwyżki byłyby prewencyjne).

Kalendarz danych na nadchodzący tydzień nie prezentuje się wprawdzie zbyt okazale, co nie oznacza jednak, że nie będzie on ciekawy. Kluczowym wydarzeniem będzie dwudniowe posiedzenie FED, kończące się w środę. Inwestorzy będą uważnie analizować słowa zawarte w komunikacie, które pozwolą na ocenę perspektyw amerykańskiej gospodarki, w tym także pod kątem ewentualnych cięć stóp procentowych. W kontekście ostatniego zamieszania wokół instytucji pożyczkowych w USA dosyć istotne mogą okazać informacje z rynku nieruchomości (w poniedziałek indeks nastrojów NAHB, we wtorek liczba wydanych pozwoleń i rozpoczętych budów, a w piątek sprzedaż domów na rynku wtórnym).

Marek Rogalski

TMS Brokers SA
Dowiedz się więcej na temat: luty | inwestorzy | wzruszenie | Fed | złoty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »