Personalne gry wokół stoczni

Henryk Ogryczak miał wejść do zarządu Stoczni Gdynia. Miał, ale teraz to wcale nie jest pewne. Stocznia go nie chce, Centromor zwalnia. Tak czy owak, rozgrywka wokół menedżera nie służy obu firmom.

Henryk Ogryczak miał wejść do zarządu Stoczni Gdynia. Miał, ale teraz to wcale nie jest pewne. Stocznia go nie chce, Centromor zwalnia. Tak czy owak, rozgrywka wokół menedżera nie służy obu firmom.

Pojutrze spodziewane jest oddelegowanie Henryka Ogryczaka, menedżera znanego na Pomorzu, z rady nadzorczej do zarządu Stoczni Gdynia. To swego rodzaju powrót do przeszłości - kilka lat temu Ogryczak był szefem spółki. Powrót chyba nie jest mile widziany. Przedstawiciele gdyńskiej stoczni zabiegali, by nie dopuścić do roszad kadrowych. I mają szansę dopiąć swego. A wszystko z powodu kadrowych waśni w Centromorze, dawnej centrali sprzedaży statków, którą jeszcze niedawno Henryk Ogryczak kierował.

Dyscyplinarka za Gdynię

Do "Pulsu Biznesu" dotarła informacja, że 10 lipca Henryk Ogryczak został dyscyplinarnie zwolniony z pracy w spółce. Na kilka dni przed zakończeniem kadencji, na prośbę przedstawicieli skarbu państwa, został członkiem rady nadzorczej Stoczni Gdynia, a miał zakaz pracy u konkurencji. Henryk Ogryczak odpiera zarzuty. Twierdzi, że o odwołaniu - z datą wsteczną - dowiedział się dopiero 13 sierpnia.

Reklama

- Abstrahując od nieprzestrzegania przez Centromor kodeksowych obowiązków pracodawcy, związanych z procedurą wypowiedzenia umowy o pracę oraz działaniem wstecz, stwierdzam, że nie ma żadnej płaszczyzny, na której można dopatrywać się działalności konkurencyjnej między Centromorem i Stocznią Gdynia, a tym bardziej nie znajdzie się działalności konkurencyjnej wobec Centromoru w moim udziale w radzie stoczni - twierdzi Henryk Ogryczak. Podkreśla, że gdańska spółka zajmuje się wynajmem powierzchni biurowych, pośrednictwem w handlu materiałami i usługami transportowymi, więc nie ma już niż wspólnego z budową i sprzedażą statków.

- Firma wciąż ma w dokumentach zapisane prawa do prowadzenia stoczniowej działalności i wierzę, że do niej powróci - ripostuje Przemysław Wardyn, p.o. prezes Centromoru.

Problem dla inwestora

Przedstawiciele Centromoru mają też za złe Henrykowi Ogryczakowi, że do tej pory nie przekazał dokumentów o spółce, informacji o podejmowanych wobec firmy działaniach i nie rozliczył się z samochodu służbowego oraz komórki. - Nie wiemy więc, czy prowadził na przykład rozmowy dotyczące rozwoju firmy i czy zaciągał zobowiązania. Nie przesądzam, czy gdybyśmy uzyskali te informacje, okazałyby się one dla spółki korzystne, czy też nie, ale ważne jest, abyśmy je posiadali, zwłaszcza że spółka może wkrótce pozyskać inwestora - dodaje Przemysław Wardyn. W czwartek ma dojść do licytacji 52 proc. akcji firmy, obecnie znajdujących się w posiadaniu komornika.

W Centromorze już od dawna trwał konflikt. Pojawiły się doniesienia, że Henryk Ogryczak próbował przejąć Centromor oraz, że będzie chciał kupić firmę w czwartkowej licytacji. Sam zainteresowany zaprzeczył jednak tym informacjom. A i Centromor nabrał wody w usta. - Nie chciałbym mówić o żadnych innych sprawach niż te, o których wcześniej powiedziałem, ponieważ wykracza to poza wiedzę i kompetencje zarządu. Proszę skierować pytania do rady nadzorczej - ucina Przemysław Wardyn. Zdzisław Kminikowski, przewodniczący rady nadzorczej Centromoru, nie udziela jednak żadnych komentarzy.

Katarzyna Kapczyńska

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: stoczni | przemysław | Henryk | firmy | Gdynia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »