Prezydenckie obiecanki

"Prezydent to taki ktoś jak ty, polityk, co ma realne sny, i program, więc to na pewno ty, poprowadź kraj poprzez reform dni" - jeśli ktoś nie pamięta, o czym mówi ten tekst przypominamy, że podmiotem lirycznym był kandydat na prezydenta w 1995 r. - Aleksander Kwaśniewski. Jak pokazał czas, spora część snów, o których mowa w piosence wyborczej, to były majaki.

Dzisiaj przyglądamy się obietnicom wyborczym składanym przez Aleksandra Kwaśniewskiego podczas kampanii wyborczych w 1995 r i w 2000 r., a dotyczącym gospodarki. O ile w kwestiach politycznych - wejście do NATO i Unii Europejskiej - prezydentowi udało się osiągnąć wszystko, to w zakresie ekonomii poniósł całkowita porażkę. I nic dziwnego, bo takie są losy wszystkich księżycowych pomysłów.

Mieszkania dla MM

Co śniło się kandydatowi na prezydenta Aleksandrowi Kwaśniewskiemu w 1995 r.? Mocna demokratyczna Polska, utrzymanie wzrostu gospodarczego i "przełożenie go na rozwiązanie problemów bezrobocia, biedy i stworzenie perspektyw dla młodzieży". Ładnie powiedziane, bo też cały program Kwaśniewskiego w części dotyczącej gospodarki składał się z krągłych słów i ogólników, z których nic konkretnego nie wynikało.

Reklama

Podobnie zresztą prezentowały się programy pozostałych kandydatów. Przypomnijmy, że w tamtych wyborach, w 1995 r., do fotela prezydenckiego przymierzało się aż 27 kandydatów, a wśród nich m.in.: przewodniczący Forum Walki z Bezprawiem (kiedyś jeden z liderów Polskiej Partii Przyjaciół Piwa) Leszek Bubel, Marian Dąbkowski, inżynier z Warszawy, znawca tajemnych sił, Zygmunt Gibowski, też warszawiak, emeryt, twórca perpetuum mobile, Kazimierz Piotrowicz, mechanik z Chrzanowa, wynalazca wkładek ortopedycznych, mało wtedy jeszcze stosunkowo znany Kazimierz Świtoń, lider Ruchu Obywateli Pokrzywdzonych przez Władzę oraz Leszek Wierzchowski z Sosnowca, "wielki książę" i regent Polski.

Każdy z nich miał w zanadrzu cudowną receptę na uzdrowienie sytuacji społeczno-polityczno-gospodarczej w kraju, która w ogólnym zarysie sprowadzała się do pogonienia aferzystów, zwalczania bezrobocia, wyrównywania szans itp. Aleksander Kwaśniewski przelicytował jednak resztę stawki. W jego programie nalazł się jeden konkret. Stwierdził mianowicie, iż każde młode małżeństwo powinno mieć szanse na swoje mieszkanie, i że on zrobi wszystko żeby tak właśnie było. Lider SLD zapowiadał, że gdy zostanie prezydentem, rozwinie program taniego budownictwa mieszkaniowego, tak aby każdy za niewielkie pieniądze mógł kupić własne cztery kąty.

Na tym nie koniec obietnic

Podczas prawyborów we Wrześni Aleksander Kwaśniewski obiecał mieszkańcom, że za rok miejski basen, wtedy jeszcze otwarty, zostanie pokryty dachem. "Pływalnia w parku miejskim musi być obiektem krytym, dostępnym przez cały rok" - deklarował. I rzeczywiście, słowo stało się ciałem. Rok później Aleksander Kwaśniewski, już jako prezydent, uroczyście ciął szarfę w drzwiach krytego basenu we Wrześni.

Niestety, z mieszkaniami było znacznie bardziej pod górkę. W kraju gdzie brakuje 1,5 mln mieszkań załatwić tylu osobom lokum od ręki to rzecz dość trudna. Szczególnie dla prezydenta, który w sprawie budownictwa mieszkaniowego ma niewiele do powiedzenia. W tym miejscu należy dodać, że ówczesne społeczeństwo, było o wiele bardziej naiwne niż obecnie i brało na wiarę to, co mówili mu politycy. Kiedy w 1991 r. Lech Wałęsa obiecał wszystkim Polakom po 100 mln zł do końca kadencji wypominano mu złamanie obietnicy, a na temat tego drobnego przecież wyborczego oszustwa powstał znany utwór liryczny, w wykonaniu zespołu Kult. Bo wtedy naiwni byli nie tylko artyści. Kiedy więc Kwaśniewski mieszkania obiecał, ludzie zaczęli się o nie dopominać. Na próżno. Mieszkań w wyniku obietnic wcale nie przybywało.

Porażka sporo nauczyła prezydenta Kwaśniewskiego i potem był on już nieco ostrożniejszy w składaniu pustych obietnic. Chociaż nie od razu. Dość przypomnieć polski epizod z przygotowaniami do zimowej olimpiady Zakopane 2010. Podczas, gdy co trzeźwiejsi wypowiadali się z dużym sceptycyzmem o możliwościach zorganizowania takiej imprezy pod Tatrami, prezydent zapewniał górali i całą Polskę "A ja wam mówię, że olimpiada w Zakopanem będzie". "Chyba z języka rosyjskiego" - odpowiadali złośliwi. I mieli rację.

Wspólny dom

Podczas następnej kampanii prezydent-kandydat na prezydenta nie rzucał tak łatwo słów na wiatr, jak podczas poprzedniej elekcji. Już nie obiecywał każdemu mieszkania, ale zapraszał wszystkich do "Wspólnego Domu Polski". Aleksander Kwaśniewski nie skorzystał z podpowiedzi Janusza Korwin-Mikkego, który proponował mu inne hasło wyborcze, odwołujące się do poprzednich, wygranych przecież wyborów: "Mieszkania dla małżeństw o pięć lat starszych".

Kandydat na prezydenta - wtedy już bezpartyjny - nie krył, że problemy mieszkaniowe młodych są bliskie jego sercu. "Chciałbym - mówił - powitać wchodzący w dorosłe życie wyż demograficzny energicznymi działaniami na rzecz tworzenia nowych miejsc nauki i pracy rozwoju budownictwa mieszkaniowego i wspierania przedsiębiorczości".

Oczywiście brzmiało to sympatyczniej niż zapowiedź innego kandydata, który deklarował "wygniotę gnidy, powołam komisarzy, którzy zaprowadzą porządek", gdy tylko rozsiądzie się w fotelu prezydenckim. Aleksander Kwaśniewski zdecydowanie stawiał na program pozytywny: "Niech się stanie tak, jak proponuje moja małżonka: niech żaden Janko Muzykant nie będzie pozbawiony dostępu do szkoły, do Internetu, do dobrego wychowania" - mówił "Trybunie".

W ogóle prezydent ujmował się za poszkodowanymi i wykluczonymi. Przeszedł jednak samego siebie, gdy zaproponował wypłacanie rent bezrobotnym mieszkańcom po PGR-owskich miejscowości. Ministerstwo Finansów obliczyło, że taka szczodrobliwość kosztowałaby budżet 2,5 mld zł rocznie i uznało pomysł za całkowicie nierealny. Państwowa kasa zaczynała już wtedy trzeszczeć w szwach, a kilka miesięcy później objawiła się słynna dziura budżetowa. Co ciekawe, o pomyśle sceptycznie wypowiadał się także prezydencki doradca ds. ekonomicznych Marek Belka, twierdząc, że nie ma żadnych szans na znalezienie takiej kwoty bez powiększania deficytu. Aleksander Kwaśniewski przyłapany na kolejnej, nierealistycznej obietnicy tłumaczył, że po prostu rzucił tylko taki pomysł, bo chciał zwrócić uwagę na trudne położenie byłych pracowników PGR-ów. Wpadka z rentami nie przeszkodziła mu jednak w wygraniu wyborów i to w pierwszej turze.

Dzisiaj o obiecanych rentach nikt już nie pamięta. Równie szybko zapomnimy o obietnicach, jakie usłyszymy od kandydatów do fotela prezydenckiego w ciągu najbliższych miesięcy. Jak pokazuje historia, lepiej nie brać ich sobie do serca.

INTERIA.PL/inf. własna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »