Przeszłość wisi nad prezesem Monnari...

Sprawdziliśmy prospekt emisyjny Monnari Trade. Znaleźliśmy sporo nieścisłości. Demony przeszłości? Jakub i Agata Banasiakowie skupiają w swoich rękach akcje Monnari Trade (MT) warte ponad 100 mln zł.

Sprawdziliśmy prospekt emisyjny Monnari Trade. Znaleźliśmy sporo nieścisłości.  Demony przeszłości? Jakub i Agata Banasiakowie skupiają w swoich rękach akcje Monnari Trade (MT) warte ponad 100 mln zł.

Mimo to ich ojciec, Marek (prezes wybierającej się na giełdę spółki), płaci im co miesiąc alimenty. Przed ich pełnoletnością pieniądze inkasowała Anna Banasiak, żona Marka, matka Jakuba i Agaty, na co dzień wiceprezes MT. Wszyscy mieszkają pod jednym dachem.

Alimenty to skutek wyroku z 1992 r., kiedy sąd zasądził na rzecz dwójki dzieci prezesa astronomiczną, jak na ówczesne czasy, kwotę: po 25 mln starych złotych.

- Przez długi czas ich nie spłacałem i dlatego teraz chcę wykonać te zobowiązania do końca. Dlatego też w 2000 r. to dzieci zostały akcjonariuszami MT. Ten krok uchroni je od konieczności zapłaty podatku spadkowego - wyjaśnia Marek Banasiak.

Reklama

W prospekcie emisyjnym o alimentach, płaconych przez prezesa dwójce dużych akcjonariuszy, nie ma słowa. To niejedyne kontrowersje dotyczące tego dokumentu.

Żywe wydmuszki

Czytamy w nim m.in.: "Pan Marek Banasiak był prezesem As-Line Venture sp. z o.o. oraz właścicielem As-Line Marek Banasiak, które zostały postawione w stan upadłości w 1993 r. z powodu utraty płynności spowodowanej przez niesolidnych płatników". Z akt upadłościowych wynika jednak, że sąd odmówił ogłoszenia upadłości obu podmiotów ze względu na brak majątku na zaspokojenie wierzycieli. I oba do dziś (przynajmniej na papierze) istnieją. As-Line Venture jest wpisana do rejestru handlowego, a podmiot As-Line Marek Banasiak wciąż figuruje w łódzkim rejestrze ewidencji działalności gospodarczej (w prospekcie zaś jest informacja, że Marek Banasiak był właścicielem tego podmiotu tylko do 1995 r.).

Ciekawe są powody bankructwa obu firm. Sąd w swoich postanowieniach nie mówi nic o "niesolidnych płatnikach". Wypomina natomiast Markowi Banasiakowi "niewłaściwą politykę kredytową i cenową" oraz "wadliwą politykę gospodarczą". Zarzuca też dzisiejszemu prezesowi MT, że nie próbował zawrzeć układu z wierzycielami. Skutek? Kiedy wnioski o upadłość obu podmiotów trafiły do sądu, okazało się, że ani w jednym, ani w drugim nie ma żadnego majątku!

Lista pokrzywdzonych

Parę lat wcześniej As-Line był potęgą. Marek Banasiak założył go w 1986 r., by zająć się produkcją i eksportem wyrobów z ceramiki i modeliny. Prawdziwa historia firmy zaczęła się w sierpniu 1990 r., kiedy zaczął importować i dystrybuować kosmetyki i chemię gospodarczą. Najpierw powstała hurtownia w Łodzi, potem kolejne w innych miastach. Rozwojowi sieci towarzyszył intensywny marketing. Tylko w 1991 r. na reklamę (w tym raczkującą wtedy telewizyjną) As-Line wydał 3,6 mld starych złotych.

Marek Banasiak chciał się, jak twierdzi, rozwijać jeszcze szybciej i dlatego we wrześniu 1991 r. powstał nowy byt: spółka As-Line Venture z kapitałem 1,04 mld starych złotych. Marek Banasiak (został prezesem) objął 45 proc. udziałów, reszta trafiła w ręce mieszkających za granicą polskich emigrantów: Andreasa Hermela (30 proc.) i Marka Stefaniaka (25 proc.).

As-Line Venture wystartowała w styczniu 1992 r., a już w marcu wchłonęła As-Line i dzięki sieci ponad 100 związanych z nią hurtowni (głównie działających na zasadzie franczyzy) już na koniec 1992 r. osiągnęła astronomiczne, jak na ówczesne czasy, przychody: ponad 410 mld starych złotych. Szybko zauważył to tygodnik "Wprost", który w 1992 r. udziałowców spółki (w tym Marka Banasiaka) umieścił na 42. miejscu wśród stu najbogatszych Polaków. Rok później wszyscy trzej awansowali o trzy pozycje, ale tym razem tygodnik mocno się pomylił. Już wtedy bowiem Marek Banasiak nie posiadał nic. Zbyt niska marża i wysokie koszty, takie jak ekskluzywne samochody czy efektowne biuro za 700 mln starych złotych, sprawiły, że nawet w rekordowym 1992 r. strata wyniosła ponad 6 mld starych złotych. Rok później urosła (przy spadku przychodów) do 38 mld. W rezultacie biegły stwierdził, że spółka nie ma możliwości dalszej egzystencji. Miał rację. Spółka już nie egzystowała.

12 lipca 1993 r. największy wierzyciel, bank Pekao, upomniał się o spłatę ponad 30 mld starych złotych kredytu. Dwa tygodnie później Marek Banasiak złożył wnioski o upadłość obu As-Line. Bank zajął cały majątek spółki, a i tak stracił najwięcej: z odsetkami około 3 mln nowych złotych. Zupełnie nie zaspokojonych wierzycieli było prawie stu. Głównie producenci kosmetyków i chemii (m.in. Procter & Gamble, Benckiser i Colgate), ale też urząd celny czy fiskus.

Opłacony czy nie?

W aktach rejestrowych As-Line Marek Banasiak znajduje się opinia biegłego, który stwierdził ogromny bałagan w księgach rachunkowych: niepotwierdzone salda należności wyniosły 7,4 mln nowych złotych. Audytor oszacował też, że podmiot ten w 1993 r. nie przekazał do budżetu 4 mln nowych złotych podatku dochodowego!

Kontrowersje podatkowe nie ominęły też As-Line Venture. Jako spółka zagraniczna miała ona prawo do zwolnienia z podatku dochodowego na trzy lata. W jej aktach rejestrowych jest notatka inspektora Urzędu Kontroli Skarbowej Łódź, który po przeprowadzonej kontroli pisze: "Wkłady podmiotów zagranicznych do kapitału zakładowego spółki winny być wniesione w formie pieniężnej w walucie polskiej pochodzącej ze sprzedaży w banku dewizowym walut obcych. Przeprowadzona kontrola wykazała, że powyższy warunek konieczny do utworzenia spółki nie został spełniony". Jeśli byłaby to prawda, firmie nie przysługiwałoby prawo do zwolnienia z podatku dochodowego. Tymczasem powołując spółkę, wszyscy trzej wspólnicy As-Line Venture (w tym Marek Banasiak) podpisali się pod oświadczeniem, że kapitał został zgromadzony i opłacony w całości.

- Kapitał został opłacony zgodnie z prawem. Nic nie wiem o tej notatce UKS. Jeśli służby skarbowe wykryłyby takie nieprawidłowości, to naliczyłyby zaległość podatkową w wielkich kwotach. A do tego nie doszło - mówi Marek Banasiak. I zapewnia, że dziś nie ma żadnych zaległych zobowiązań podatkowych.

Dawid Tokarz  


...ale spółka powinna się sprzedać

Dobra koniunktura na rynku i spójna strategia zarządu - to gwarancje powodzenia oferty publicznej Monnari.

Od jutra można zapisywać się na akcje nowej emisji Monnari, spółki zajmującej się projektowaniem i sprzedażą odzieży damskiej z wyższej półki. Zlecenia kupna przyjmowane będą do 11 grudnia. Oferta obejmuje 2,5 mln akcji, z tego 1,9 mln trafi do instytucji finansowych, a 600 tys. do drobnych graczy. Cenę emisyjną poznamy dzisiaj, ale wiadomo, że zmieści się w widełkach 16-21 zł. Podobno wyniki book buildingu są bardzo dobre i zapowiadają sukces oferty. Podobnie uważają analitycy.

- Jestem wręcz pewien, że oferta Monnari zakończy się sukcesem. Rynek pierwotny jest obecnie w bardzo dobrej kondycji. Dlatego oczekuję ceny w górnej granicy podanych widełek - mówi Jarosław Parczewski, analityk Domu Maklerskiego BGŻ. Nawet pomijając dobrą atmosferę na rynku spółka mu się podoba.

- Monnari wypracowało sobie dobrą pozycję, jest rozpoznawane przez klientów i ma dobre perspektywy. Zwłaszcza że popyt konsumpcyjny w naszym kraju stale się poprawia - ocenia analityk.

Zgadza się z nim Rafał Salwa, analityk niezależny.
- Jestem optymistą. Oferta powinna cieszyć się ogromnym zainteresowaniem inwestorów - twierdzi analityk.

ZK

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: NAD | przeszłość | 100
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »