Siedem grzechów głównych PiS

Wyłoniony rok temu parlament nie wspierał przedsiębiorczości. Dobrze, że zbytnio jej też nie przeszkadzał.

Minął właśnie rok od wyborów parlamentarnych. Nadzieje przedsiębiorców na silny PO-PiS-owy rząd zostały pogrzebane. Zawiedli się także ci, którzy liczyli, że nowi posłowie postarają się w jak największym stopniu odblokować gospodarkę i ułatwić życie przedsiębiorcom. Wysoki wzrost gospodarczy, który jest najlepszym sprzymierzeńcem reform, był w tym czasie wykorzystywany do politycznego rozdawnictwa, a politycy pozostawali głusi na wołania środowisk biznesowych, które wzywały do zaciskania socjalnego pasa. W rezultacie zapowiedzi reformy finansów publicznych, obniżania podatków czy pozapłacowych kosztów pracy pozostają tylko zapowiedziami.

Reklama

- Parlament przez ostatni rok praktycznie sprawami gospodarki się nie zajmował. Na pierwszy ogień poszły sprawy socjalne. Niestety, nie ruszono tego, na czym zależało przedsiębiorcom: kwestia równoważenia finansów publicznych została odłożona - uważa Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych (PKPP) Lewiatan.

Według niego, poważnym grzechem było zignorowanie kwestii wcześniejszych emerytur i rent, a także brak zmian w Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (KRUS).

- Wcześniejsze emerytury to 20 mld zł, renty pochłaniają kolejne 30 mld zł, a dopłaty do KRUS sięgają 15 mld zł. Co najmniej połowę z tych 65 mld zł można byłoby odzyskać. Skoro tego nie zrobiono, nie dziwi mnie zablokowanie pomysłu obniżenia kosztów pracy. Tłumaczenie rządu, że brak obniżki spowodowany jest protestami pracodawców, jest wprowadzaniem opinii publicznej w błąd - tłumaczy Jeremi Mordasewicz.

Zamiast ograniczać możliwość przechodzenia na wcześniejsze emerytury i renty, politycy woleli zmienić zasady ich waloryzacji. Przewiduje się powrót do corocznej waloryzacji uwzględniającej 20 proc. wskaźnika wzrostu wynagrodzeń.

- Jesteśmy jedynym w UE krajem, w którym dochody osób 65-letnich i starszych są wyższe niż dochody osób w wieku 0-64 lata. Ludzie chyba nie zdają sobie z tego sprawy, a to jedna z podstawowych przyczyn emigracji - uważa ekspert PKPP.

Przedsiębiorców nie mogą cieszyć osiągnięcia (a właściwie ich brak) posłów w dziedzinie ułatwiania prowadzenia działalności gospodarczej, czego przykładem jest np. zaniedbanie ustawy o zagospodarowaniu przestrzennym.

- W innych obszarach było podobnie. To stracony rok - twierdzi Jeremi Mordasewicz.

Pracę parlamentu inaczej ocenia Jerzy Bartnik, prezes Związku Rzemiosła Polskiego (ZRP). Zwraca uwagę na utrudniający pracę Sejmu kontekst polityczny.

- Przy tak zmiennej rzeczywistości systemowa praca jest bardzo trudna. Cieszę się, że ten parlament nie zmienia zasadniczo kierunku rozwoju polskiej gospodarki. Przynajmniej nie udało się popsuć giełdy i dobrych wskaźników makro. Na szczęście wpływ polityki na gospodarkę nie jest już tak przemożny jak dawniej - uważa prezes ZRP.

Lista grzechów

1. Nie ma PO-PiS-u

To grzech pierworodny, który obarcza zwycięskie ugrupowania. W konsekwencji braku porozumienia z PO PiS zmuszone było do poszukiwania - niezbyt stabilnej, jak się okazało - większości parlamentarnej z politykami Samoobrony i LPR. Rzutowało to na całokształt prac parlamentarnych, których rezultaty nie mogły być dla gospodarki inne niż mizerne. I takie też były.

Dla części obserwatorów był to rok stracony - posłowie nie stworzyli ustaw, które ułatwiałyby życie przedsiębiorcy. Inni cieszą się, że przynajmniej nie udało się zbyt wiele popsuć.

2. Brak reformy finansów

Zamiast wykorzystać szybki wzrost gospodarczy (zapewniający przyzwoite wpływy do budżetu) do zdecydowanego zmniejszania deficytu i redukcji wydatków socjalnych, posłowie wolą go przejadać. Zapowiadana reforma finansów publicznych pozostaje mrzonką. Nie udało się nawet doprowadzić do udrożnienia przepływów międzygałęziowych, co byłoby malutkim sukcesem. Zamiast zabezpieczać się przed nadejściem nieuniknionych chudych lat, doprowadzimy do tego, że wydatki w przyszłym roku wzrosną bardziej niż dochody.

3. Pracodawca twój wróg

W Sejmie trwają prace nad prezydenckimi projektami ustaw o Państwowej Inspekcji Pracy i o odpowiedzialności za czyny przeciwko prawom osób wykonujących pracę zarobkową. Obie propozycje zwiększają restrykcje względem przedsiębiorców. Jak wskazują pracodawcy, m.in. zwiększają możliwe do nałożenia na pracodawcę kary do 20 mln zł, nie traktują równo podmiotów publicznych i prywatnych, pozwalają na kontrole inspektorów handlowych bez uprzedzenia, o dowolnej porze i bez upoważnienia (za okazaniem legitymacji).

4. Prezent dla spekulantów

Jednym z najcięższych grzechów parlamentu jest brak szybkich decyzji w sprawie VAT na budownictwo społeczne. Wprawdzie rząd przygotowuje własny projekt, ale czas pędzi nieubłaganie. Od 1 stycznia 2008 r., jeśli nie dojdzie do zmian, podatek na gotowe mieszkania wzrośnie z 7 do 22 proc. Aż dziw bierze, że posłowie nie zdecydowali się na własny, ponadpartyjny projekt. Korzystają z tego deweloperzy, pod których biurami ustawiają się kolejki chętnych na mieszkania, których jeszcze nie wybudowano.

5. Koszty pracy wciąż za duże

Pomysł obniżenia pozapłacowych kosztów pracy autorstwa wicepremier Zyty Gilowskiej trafił do kosza. Zdaniem pracodawców, nie mógł wylądować nigdzie indziej, bo był nierealistyczny. A to dlatego, że parlament nie przygotował ustaw, które pozwoliłyby na zmniejszenie wydatków socjalnych, m.in. ograniczających możliwość przechodzenia na wcześniejsze emerytury, renty, a także zwiększających udział rolników w finansowaniu KRUS. W konsekwencji zabrakło pieniędzy na zmniejszenie składek.

6. Podatki jak dawniej

Nie zrealizowano obietnicy, z którą PiS ? za pomocą pustoszejącej lodówki - szedł do wyborów. Przypomnijmy - program partii braci Kaczyńskich zakładał obniżenie od przyszłego roku stawek PIT do 18 i 32 proc. W 2009 r. miały wynieść 18 i 28 proc. Na razie jednak pozostają stare. Za sukces rząd uznaje natomiast odmrożenie progów podatkowych i kwoty wolnej. Tymczasem to właśnie brak ich waloryzacji był w ostatnich latach zjawiskiem patologicznym, więc powrót do niej powinien być czymś naturalnym. Zamiast obniżki PIT władza zafunduje nam m.in. wzrost akcyzy na paliwa i alkohol.

7. Mit taniego państwa

To hasło od początku budziło wiele kontrowersji. Zdaniem jednych, było utopijne i populistyczne, inni wskazują, że był to modny ostatnio skrót myślowy. Kazimierz Marcinkiewicz, gdy był premierem, zapowiadał, że realizacja programu "Tanie państwo" przyniesie oszczędności rzędu 5 mld zł rocznie i 10-15-procentową redukcję zatrudnienia w administracji. Jak w praktyce wygląda realizacja tego hasła? Powstało kilka nowych ministerstw, wzrosły nakłady m.in. na kancelarię premiera, prezydenta oraz Senatu (o ponad 21 proc.!), zrezygnowano też z zapowiadanej likwidacji rządowych agencji, a resort finansów alarmuje, że brakuje tysięcy urzędników skarbowych. W 2007 r. wydatki na administrację publiczną wyniosą ponad 8,5 mld zł.

Bartosz Krzyżaniak

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »