Sukcesy i porażki Rozłuckiego

Jedną z rzeczy wyróżniających warszawską Giełdę Papierów Wartościowych (GPW) jest to, że w Polsce o giełdzie się mówi - powiedział podczas poniedziałkowego spotkania z dziennikarzami ustępujący po 15 latach prezes Giełdy Wiesław Rozłucki.

Podkreślił, że zawsze był zwolennikiem otwartości w kontaktach z dziennikarzami, bo dzięki temu wiedza na temat giełdy trafia do społeczeństwa. Rozłucki przypomniał swoją wizytę w Budapeszcie sprzed kilku lat, gdy taksówkarz nie wiedział, gdzie jest giełda - choć znajduje się w centrum miasta.

Rozłucki powiedział dziennikarzom, że dotychczas zapakował już 14 kartonów notatek i materiałów, choć pewnie będzie ich więcej. "Niestety, mam naturę chomika" - dodał. Jak powiedział PAP, nie zamierza pisać pamiętników, woli opowiadać.

Reklama

Kiedy po 1989 r. uruchamiano GPW, siedziba giełdy znalazła się w budynku byłego KC PZPR, co powszechnie uważano za ironię losu. "Dla mnie budynek KC był symbolem wrogiego ustroju. Ten symbol omijałem szerokim łukiem. Pierwsza moja wizyta w tym budynku była już w innej Polsce. Miała na celu wybór miejsca na przyszłą salę notowań. W Warszawie wówczas nie było wolnych powierzchni biurowych, a ten budynek był jedynym dużym budynkiem w centrum miasta, z siecią komunikacyjną, która nam się wtedy wydawała bardzo dobra" - powiedział Rozłucki w rozmowie z PAP.

"Pamiętam, że trwał remont, szedłem po jakichś deskach budowlanych. Nie widziałem specjalnych luksusów, natomiast widziałem dużo złego smaku - jakieś różowe kafelki w toalecie pierwszego sekretarza, walające się roczniki +Trybuny Ludu+. Miałem satysfakcję głównie z tego, że był to już budynek pusty. W dwóch znaczeniach - można go było objąć, a ponadto komitetu i partii już nie było" - wspominał Rozłucki.

Do swoich najtrudniejszych decyzji Rozłucki zaliczył sprzeciw wobec ministra finansów, który w 1994 r. chciał kilkumiesięcznego zawieszenia notowań Banku Śląskiego.

"Przy sprawie Banku Śląskiego padały opinie, że inwestorzy stracili wielkie pieniądze. Otóż nikt nie stracił, tylko część inwestorów zarobiła siedem razy w porównaniu z ceną emisyjną, a część - pięć razy. Ci właśnie uważali, że stracili. Z tą sprawą były związane ogromne emocje, tym bardziej, że zbiegła się ona z hossą giełdową, czy też z bańką spekulacyjną" - wyjaśnił.

"Jeden z doradców ministra finansów, makroekonomista, napisał oficjalnie w dokumencie, żeby zamknąć całą giełdę na kilka miesięcy, dla uspokojenia. Ja mu się nie dziwię. Jeśli ktoś zna emocje inwestorów, to dla niego zamknięcie giełdy jest najgorszym z możliwych scenariuszy. Byłem temu przeciwny, bo na giełdzie prawda jest zawsze lepsza niż jakikolwiek udawany scenariusz. Ówczesny minister finansów zwrócił się do nas z listem, by rozważyć zawieszenie - ale już tylko notowań Banku Śląskiego - na kilka miesięcy. Odpowiedziałem, że nie zdecydowałem się na to. Mogłem podjąć lepsze decyzje, niż ktoś, kto patrzy na teoretyczny obraz rynku. Byłem przekonany, że jeśli jest panika - niech giełda oddaje tę panikę, ale nie można zamykać rynku" - powiedział Rozłucki.

Rozłucki przypomniał, że sam nie inwestował na giełdzie ze względów etycznych. "To straciłem. To mnie pociągało. Do dzisiaj żałuję, że się z tego sam wyeliminowałem."

Najważniejsza decyzja - to zdaniem Rozłuckiego - likwidacja w kwietniu 1994 (podczas bessy - PAP) dziennych ograniczeń wahań cen. Wówczas dopuszczalne były wahania dziesięcioprocentowe, a rynek nie mógł znaleźć równowagi, nie dochodziło do transakcji w ramach limitu.

"Postanowiliśmy znieść limit, by kupujący i sprzedający sami ustalili cenę. Ta decyzja była niezwykle krytykowana. Zapadła we wtorek, a w czwartek była sesja. I w czwartek - gdy byłem w pokoju komputerowym - pojawił się pierwszy kurs - Tonsilu. Spadek o 17 proc. Potem - kolejne spadki w okolicach 10 proc. To był powrót z dalekiej podróży. Wiedziałem, że gdyby to się nie powiodło i ceny spadły np. o 90 proc., to bym w dniach liczył swoją kadencję. A dziś mam takie odejście, że nie mógłbym marzyć o lepszym" - opowiadał.

Po odejściu z giełdy Wiesław Rozłucki zamierza pracować w radach nadzorczych spółek. Jest kandydatem Nationale-Nederlanden Polska OFE do rady nadzorczej PKN Orlen. WZA spółki odbędzie się we wtorek, a - jak powiedziano PAP w biurze prasowym resortu skarbu, Rozłucki ma poparcie ministerstwa. "Rozważam udział w innych radach nadzorczych. Chciałbym wdrażać zasady corporate governance w spółkach. Chciałbym być też doradcą strategicznym dla funduszy, firm zewnętrznych - można powiedzieć, jestem do wzięcia" - dodał.

W poniedziałek Rozłucki odsłonił tablicę pamiątkową na GPW. Znajduje się ona na galerii dla publiczności, a napis na tablicy to cytat z listu Juliusza Słowackiego, który chwalił zalety giełdy przenosząc je nad inwestycje w ziemię.

We wtorek odbędzie się walne zgromadzenie akcjonariuszy GPW. W środę nowy zarząd obejmie swoje stanowiska.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: giełdy | Wiesław Rozłucki | porażki | GPW | Wiesław | budynek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »