To, co stracimy - nadrobimy

W telefonii stacjonarnej udział firmy będzie topnieć, ale to nic, bo Centertel odrobi te straty i to z nawiązką - uważa szef TP SA.

W telefonii stacjonarnej udział firmy będzie topnieć, ale to nic, bo Centertel odrobi te straty i to z nawiązką - uważa szef TP SA.

- Ministerstwo Skarbu Państwa chce sprzedać ostatni pakiet akcji Telekomunikacji Polskiej inwestorowi branżowemu - France Telecom. Jak Pan ocenia te plany?

- Nie komentuję decyzji naszych właścicieli. Ewentualna transakcja nie powinna być jednak zaskoczeniem. To kolejne potwierdzenie, że zaangażowanie France Telecom w Telekomunikację Polską nie jest przypadkowe.

- Nie jest przypadkowe i będzie utrzymywane...

- Tak, jestem o tym przekonany.

- Czy to ostatnie zmiany w strukturze właścicielskiej? Jakie będą losy konsorcjum France Telecom i Kulczyk Holding?

Reklama

- Byłoby z mojej strony nie na miejscu, gdybym komentował relacje między naszymi właścicielami. Zarząd spółki otrzymuje od nich silne wsparcie.

- Pakiet akcji ma jeszcze Kompania Węglowa. Może należałoby pomóc znaleźć kupca na te papiery i razem z KW przeprowadzić tak transakcję, aby nie spowodować zachwiania kursem TP?

- Nie angażujemy się w tego typu grę kapitałową. Widzę, że jesteście Panowie zawiedzeni takimi odpowiedziami.

- Można sobie wyobrazić np. odkup akcji od KW. Taka decyzja mogłaby podnieść wycenę spółki na giełdzie.

- Nie rozważaliśmy takiego pomysłu. Naprawdę uważacie, że zmiany w akcjonariacie to główny impuls do wzrostu naszych akcji? To, co najwyżej, jeden z takich elementów. Sprzedaż naszych akcji przez skarb państwa może być dobrą informacją dla giełdowych graczy, bo wcześniej wielu analityków narzekało na Ministerstwo Skarbu Państwa. Mówiło się, że MSP nie ma jasnej polityki wobec pakietu mniejszościowego TP, a często niespodziewane przekazywanie naszych walorów innym firmom z udziałem skarbu państwa obniża naszą wycenę. Teraz takiego ryzyka już nie będzie.

- Niedawno analitycy CA IB obniżyli jednak wycenę akcji TP do 16,4 zł. To niewiele więcej niż kurs rynkowy. Skąd taki pesymizm?

- Nie wiem. Będziemy rozmawiali także o innych rekomendacjach? Nie wszystkie są przecież takie.

- Ta jest najświeższa.

- Znając jednak firmę, nie znajduję absolutnie żadnych powodów do obniżenia wyceny naszych akcji. Głęboko wierzę, że spółka będzie nagrodzona przez inwestorów za wysiłek włożony w jej restrukturyzację. Redukujemy koszty i ograniczamy zatrudnienie. Zapowiadamy dalsze działania. To jest bardzo dobrze odbierane i wiem to ze spotkań z inwestorami finansowymi. Głównym element wpływający na podnoszenia wartości spółki, a więc i wartości akcji, to fakt przeobrażeń w Telekomunikacji Polskiej.

- Mówi Pan o restrukturyzacji. Na jakim jest etapie?

- Osiągnęliśmy już wiele. Prawdą jest, że na razie wykorzystujemy proste rezerwy - uporządkowanie aktywów, zmiany organizacyjne czy redukcja zatrudnienia.

- Czy to oznacza, że obecna struktura grupy jest już docelowa i nie będzie więcej zwolnień?

- Będą, ale na pewno nie w takiej skali jak dotychczas. A struktura musi odzwierciedlać realizowaną obecnie strategię, stąd zmiany są nieuniknione.

- Na tym jednak porządki się nie kończą...

- Staramy się koncentrować na działalności podstawowej. Dlatego zastanawiamy się m.in. czy musimy być właścicielem biurowca, do którego na przełomie roku będziemy się przeprowadzać. Nie jesteśmy przecież firmą deweloperską. I takich przypadków, nad którymi dzisiaj pracujemy, jest w naszej firmie jeszcze wiele.

- Wracając do zmian czekających całą grupę. Mówi się, że TP może mieć w dłuższym terminie problemy z utrzymaniem pozycji rynkowej.

- Przecież to oczywiste, że nie będziemy mieli 90-proc. udziału w rynku do końca świata. Wiadomo, że będziemy tracić udział w telefonii stacjonarnej, choć nie jest to sektor stracony. To raczej olbrzymie wyzwanie dla zarządu. Poszukujemy nowych rozwiązań i konstruujemy nowe oferty dla klientów. Teraz wprowadziliśmy bezpłatne rozmowy wieczorami i w weekendy. Myślimy o wzroście ruchu w sieci. Musimy działać tak, aby nasi klienci byli zadowoleni z naszych usług. Jeśli uda nam się osiągnąć ten cel, to restrukturyzację Telekomunikacji będzie można uznać za zakończoną.

- Wydaje się też, że rynek telefonii stacjonarnej powinien wzrastać. W Polsce na 100 mieszkańców przypada około 30 telefonów, w Unii ponad 50.

- Zgadzam się. Aby dogonić Unię Europejską rząd musi stworzyć jednak system zachęt do inwestowania w infrastrukturę telekomunikacyjną. Problemem jest np. wschodnia ściana Polski. Bez dodatkowych rozwiązań nie da się stworzyć społeczeństwa informacyjnego, o którym tak wiele się mówi. A to szkodzi wszystkim. Jak ma się rozwijać biznes w gminie, w której nie ma telefonu?

- O jakich zachętach Pan mówi? Zamianie opłat licencyjnych na telefonię UMTS na inwestycje?

- Jest taki pomysł i jest on warty rozważenia, ponieważ brak jest środków na dynamiczny rozwój teleinformatyki w Polsce. Ale mam tu również na myśli konieczność prowadzenie takiej polityki, która zachęcać będzie do inwestowania w infrastrukturę. Dziś np. promowani są operatorzy wirtualni, którzy nie przyczyniają się do jej rozwoju. Bazują na tym, co już istnieje. Uważam, że nie jest to właściwa polityka. Telekomunikacja Polska nadal będzie inwestować nie tylko w rozwój telefonii stacjonarnej, ale również telefonii mobilnej, transmisję danych, multimedia. Trzeba tak prowadzić działania grupy, aby spadek przychodów w jednym sektorze nadrabiać wzrostem w innym. A z tej perspektywy nie widzę niepokojących sygnałów. Grupa TP będzie wzrastać!

- Jak będzie się zmieniać struktura przychodów?

- Cały czas dominujący udział mają przychody z telefonii stacjonarnej. Mówię o ponad 78 proc. ogółu przychodów. 21 proc. przychodów daje telefonia mobilna. Te proporcje będą się wyrównywać. Za rok telefonia stacjonarna będzie generowała 65 proc. przychodów, za dwa lata 60 proc. Ale wciąż więcej klientów przychodzi, niż odchodzi. W tym roku przekroczymy poziom 11 mln linii. Dodatkowo penetracja rynku telefonii komórkowej nie osiągnęła jeszcze maksimum. Potencjał wzrostu jest jeszcze olbrzymi.

- Czyli można uznać, że w 2007 r. przychody z tych dwóch segmentów rynku się zrównają?

- Nie sądzę. Myślę, że potrwa to dłużej.

- Ale ekspansja Centertela jest bardzo kosztowana.

- Nie rozumiem, skąd się takie opinie biorą. To nie jest prawda. Cały czas porównujemy się do konkurencji. A cele mamy jasne - zwiększenie udziału w rynku liczonym wartościowo, ale także pod względem liczby klientów. Chcemy być w tych dwóch obszarach liderem w perspektywie roku 2005. Teraz jesteśmy na niekwestionowanym drugim miejscu.

- Czy Centertel będzie pomarańczową alternatywą dla pozostałych dwóch operatorów komórkowych?

- Odpowiedź na to pytanie nie zmienia się od dłuższego czasu. Jak dojdziemy do wniosku, że skorzystanie z marki Orange, jaka jest w posiadaniu naszego inwestora strategicznego, przyniesie nam więcej korzyści niż kosztów, to taką decyzję podejmiemy. Pamiętamy też, że Idea to bardzo silna marka.

- Zysk Centertela w trzecim kwartale był epizodem czy stałą tendencją?

- To nie jest najważniejszy wskaźnik. Dla nas ważne są inne parametry, np. wzrost zysku EBITDA do 30 proc. przychodów, udział w rynku czy poziom satysfakcji klientów. To są elementy, na które zwracamy uwagę. Przecież ten rynek rośnie, więc z perspektywy grupy udział w tym wzroście jest najważniejszy.

- Gdyby były zyski, można byłoby pomyśleć o dywidendzie.

- Nie prowadzimy tego typu dyskusji. Centertel ma rosnąć - taki jest cel - i będzie rósł.

- Mówił Pan o spadku przychodów z telefonii stacjonarnej. Klientów odbierają Wam operatorzy alternatywni. Czy nabierające rumieńców procesy konsolidacyjne tych firm są dla TP zagrożeniem?

- Konsolidacja jest nieunikniona i pewnie wcześniej czy później do niej dojdzie. Nie zajmuję się jednak tym. Skupiam uwagę na takim przeobrażeniu TP, aby poradziła sobie ona na konkurencyjnym rynku, niezależnie od tego z kim będziemy konkurować i czy nasi rywale połączą siły. Spółka musi myśleć o jakości świadczonych usług, o kliencie, tak aby nie odszedł on do konkurencji. Mówię to wszystko pamiętając, że nasz udział w rynku będzie malał. To jest jednak naturalne i nie świadczy o zapaści TP.

- Do jakiego poziomu spadnie udział TP w rynku telekomunikacyjnym?

- Spadek jest nieunikniony, ale chcemy go ograniczyć do minimum. Posiłkując się danymi europejskimi, operator narodowy zachowuje po trzech latach od liberalizacji około 70 proc. ruchu międzymiastowego i międzynarodowego i około 80 proc. ruchu lokalnego. Będziemy starali się zmieścić w tych standardach europejskich.

- Czy utracie rynku nie sprzyjacie Państwo sami? Były problemy z Neostradą, Błękitną Linią...

- To prawda. Te sprawy na pewno zaszkodziły naszemu wizerunkowi. Mieliśmy problemy, których zresztą nie ukrywaliśmy. Jednak już się z nimi uporaliśmy. Pamiętajmy, że wprowadzanie nowych produktów zawsze obarczone jest pewną skalą ryzyka. Chcąc wyraźnie zmienić firmę, ryzyko takie trzeba często podjąć. I my je podjęliśmy. Na szczęście Neostrada jest tak dobrym produktem, chwalonym przez klientów, że z nawiązką odrabiamy stracony czas. Kolejne projekty będziemy wdrażać lepiej. W przypadku Błękitnej Linii już teraz 85 proc. rozmów przychodzących jest odbieranych przed upływem 20 sekund. Będzie jeszcze lepiej.

- Ciągle nie jest też zakończony problem z Wirtualną Polską.

- Prowadzimy dialog z udziałowcami mniejszościowymi. Przedstawiamy nasze propozycje odkupu akcji. Uwzględniają one aktualną sytuację rynkową. Tyle mogę powiedzieć.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: struktura | problemy | france telecom | MSP | france | skarbu | pakiet
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »