Unia postawiła nowe warunki firmom z SSE

Komisja Europejska chce, aby inwestorzy, którzy weszli do specjalnych stref ekonomicznych w 2000 r., mogli dostać zwrot najwyżej połowy wydatków inwestycyjnych, i to nie dłużej niż do 2006 r. Polski rząd proponuje, aby w sprawie uzyskania lepszych warunków inwestorzy sami lobbowali u wrót Unii. I dał im na to "aż" tydzień.

Komisja Europejska chce, aby inwestorzy, którzy weszli do specjalnych stref ekonomicznych w 2000 r., mogli dostać zwrot najwyżej połowy wydatków inwestycyjnych, i to nie dłużej niż do 2006 r. Polski rząd proponuje, aby w sprawie uzyskania lepszych warunków inwestorzy sami lobbowali u wrót Unii. I dał im na to "aż" tydzień.

Dopiero w ostatni poniedziałek przedstawiciele Ministerstwa Gospodarki przedstawili kilkunastu zagranicznym inwestorom działającym w specjalnych strefach ekonomicznych (SSE) zalecenie obniżenia poziomu dopuszczalnej pomocy publicznej, które prawie tydzień wcześniej Komisja Europejska (KE) przekazała polskiej stronie negocjacyjnej.

Oferta "nie do odrzucenia" dotyczy wybranych firm - około 70 podmiotów zagranicznych, które zezwolenia na inwestycje uzyskały w ostatnim roku obowiązywania starych zasad korzystania z ulg podatkowych.

Radźcie sobie sami

Reklama

KE chce, aby duże firmy, które weszły do polskich stref w 2000 r., mogły liczyć na ulgę inwestycyjną nie większą niż połowa wartości zrealizowanej inwestycji. Dodatkowym ograniczeniem ma być czas - pomoc mogłaby być udzielana nie dłużej niż do 2006 r. Na spotkanie zaproszono wyłącznie kilkunastu przedstawicieli firm, za którymi stoją europejskie spółki, m.in. Philipsa, FIAT-a, Flextronicsa, SCG czy Gem Plus. Ewa Freyberg, wiceminister gospodarki, poprosiła ich o lobbing w KE, wychodząc z założenia, że spółki matki polskich oddziałów mają większą siłę przekonywania w Brukseli niż polski rząd. Zastrzegła jednak, że mają na to czas tylko do 16 października.

Wtedy polski rząd zamierza zamknąć rozdział o konkurencji i skończyć negocjacje w sprawie SSE. Rząd nie chce już tej sprawie poświęcać więcej uwagi.

Rewizja projektów

Inwestorzy są rozczarowani, bo uważają, że rząd przestał walczyć o ich prawa. Nie ukrywają, że mogą zmienić plany inwestycyjne w Polsce. Obecny na spotkaniu przedstawiciel włoskiej firmy Brembo rozważał nawet możliwość skierowania sprawy do sądu.

- To przecież już kolejna zmiana. Rząd powinien być zadowolony, że bez większego sprzeciwu przyjęliśmy konieczność zmiany umów i zgodziliśmy się na zmianę warunków zmniejszających ulgi do pułapu 75 proc. wartości inwestycji. Ale w tej sytuacji trzeba się zastanowić, czy w ogóle warto tu dalej inwestować - mówi pragnący zachować anonimowość dyrektor inwestycyjny jednej ze spółek zaproszonych na spotkanie.

- Rząd za wszelką cenę powinien przekonać KE, że to w fatalnym świetle postawi cały rynek inwestycyjny w Polsce. Zmniejszenie limitu tylko firmom, które rozpoczęły działalność w 2000 r., dyskryminuje te podmioty z niewiadomych powodów. Zainwestowaliśmy w Polsce od tamtej pory już 70 mln zł i pewnie trzeba się zastanowić, co dalej - mówi Marek Baberowski, dyrektor fabryki francuskiej spółki Gem Plus.

Spółka produkuje w Pomorskiej SSE karty chipowe dla telefonii komórkowej i stacjonarnej. Zakład w Tczewie wybudowano biorąc pod uwagę możliwość przeniesienia tu całej produkcji z fabryk z Niemiec i Francji. Należy się spodziewać, że spółka zrewiduje swoje plany. Nie trzeba chyba dodawać, że na niekorzyść Polski.

Podcięte skrzydło

Najbardziej pokrzywdzeni czują się ci inwestorzy , którzy o kolejne zezwolenia występowali rozszerzając, a nie rozpoczynając działalność.

- Wiele firm w 2000 r. otrzymało kolejne zezwolenia na nową część tego samego projektu, np. kupując nową działkę na drugą część fabryki. Czy będą teraz sklasyfikowani jako gorsi? - retorycznie pyta Zbigniew Kozicki, dyrektor inwestycyjny firmy Flextronics.

Flextronics, producent z branży elektronicznej, zainwestował w Polsce 280 mln zł i jeszcze nie zamknął inwestycji. Zbigniew Kozicki przyznaje jednak, że firma zawsze szuka krajów, które oferują najlepsze warunki i teraz także nie będzie przeszkód, żeby się przenieść gdzie indziej.

- Wszystko zależy od warunków do prowadzenia działalności. Zależy mi, żeby pozostać w Polsce. Zamierzaliśmy tu zainwestować jeszcze drugie tyle, ale wiem, że raz zarząd przeniósł już fabrykę z Czech na Węgry, bo tam uzyskał lepszą ofertę - dodaje dyrektor Kozicki.

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »