Zastraszanie i szykany w PZU

Sytuacja wokół PZU jest bliska wrzenia. Od 1 listopada Eureko wycofuje swoich ludzi z zarządu spółki, bo nie chce ich narażać na dalsze upokorzenia. Holendrzy mówią wręcz o zastraszaniu i szykanach. Ministerstwo Skarbu decyzję inwestora uważa za "nieprzychylny krok".

Konflikt PZU między Eureko a Skarbem Państwa osiągnął swoje apogeum. Inwestor od listopada odwołuje swoich ludzi z władz spółki. Dlaczego? Lista zażaleń jest bardzo długa. Wiceprezes Eureko Ernst Jansen powiedział podczas specjalnej konferencji prasowej, że spółka nie chce narażać swoich przedstawicieli na upokarzające traktowanie i ponoszenie odpowiedzialności za działania pozostałych członków zarządów.

Ostrych słów było więcej. Jansen powiedział, że prezes PZU Jaromir Netzel jest "instrumentem w rękach ministerstwa skarbu, które w sposób zamierzony wywołało tę sytuację".

Reklama

Eureko odwołało swoich ludzi, ponieważ pozbawiono ich w ostatnich tygodniach kompetencji zarządczych.

- Nie waham się mówić o przypadkach zastraszania i szykan - powiedział Jansen. - Chcemy, by to był sygnał dla rynku, że nie możemy dalej ponosić odpowiedzialności za to, co się dzieje w PZU.

Ja niczego nie zaostrzam

Minister skarbu Wojciech Jasiński nie zgadza się z tymi zarzutami. Jak powiedział, nie zaostrza konfliktu między ministerstwem a Eureko i zapewnił, że resort skarbu działa zgodnie z przepisami.

Po południu resort skarbu zamieścił na swoich stronach internetowych komunikat, w którym napisał, że otrzymał informację o decyzji Eureko. "Zawieszenie swoich przedstawicieli przez Eureko w zarządach należy odebrać jako krok nieprzychylny wobec spółki" - napisano w komunikacie.

Dalej czytamy, że umowa prywatyzacyjna dotycząca PZU przyznaje Eureko prawo, ale nie obowiązek desygnowania dwóch osób do zarządu PZU. "Niestety w ostatnim okresie desygnowane osoby przejawiały lekceważący stosunek do swoich obowiązków. Pani Joyce Deriga - znana z kontrowersyjnej wypowiedzi o PZU podczas postępowania arbitrażowego, wkrótce po powołaniu opuściła spółkę, nie informując jej organów. Po powrocie stwierdziła, że powodem nieobecności był urlop" - napisano w komunikacie.

I dalej: "Pan Piotr Kowalczewski odmówił pisemnie przyjęcia obowiązków przypisanych mu uchwałą zarządu podjętą zgodnie ze statutem spółki. Powyższe nieprofesjonalne zachowanie, nie spotkało się z reakcją Eureko, które nie wpłynęło na swoich przedstawicieli, aby ci poważnie traktowali swe obowiązki".

Strusia polityka

Eureko w przekazanych w środę dokumentach, podaje inną wersję wydarzeń, wskazując m.in., że Kowalczewskiemu chciano przekazać nadmierną liczbę obowiązków, których nie byłby w stanie wykonać. Jansen podkreślił, że Eureko nie jest zainteresowane opuszczeniem Polski, chce tylko, by jego prawa były respektowane i jest gotowe do negocjacji. Politykę resortu skarbu, Jansen nazwał "strusią polityką, lekceważącą rzeczywistość prawną i igrającą z pieniędzmi podatnika".

- To jest konflikt wywołany przez polityków - powiedział.

Eureko określało już na 6 mld zł wysokość odszkodowania, którego może zażądać od Polski po przegraniu w sierpniu ub.r. przez nasz kraj procesu przed międzynarodowym Trybunałem Arbitrażowym.

Jansen dodał, że wysokość szkód Eureko rośnie o ok. 1 mld zł rocznie, choć "ostatnie wyliczenia dają do zrozumienia, że tempo wzrostu szkód jest tym większe, im lepsze wyniki osiąga PZU". Zapewnił przy tym, że holenderski inwestor nie jest zainteresowany wysokim odszkodowaniem i uważa, że najlepszy byłby kompromis i wprowadzenie PZU na giełdę.

Za tydzień będzie wyrok

W najbliższych dniach - 3 listopada - belgijski sąd wyda orzeczenie w sprawie wniosku Skarbu Państwa o wykluczenie jednego z arbitrów Trybunału Arbitrażowego. Trybunał w ubiegłym roku uznał, że Polska naruszyła polsko-holenderską umowę o wzajemnej ochronie inwestycji. W kolejnych tygodniach belgijski sąd ma też orzec o prawidłowości procedur podejmowanych przez Trybunał. Jeśli decyzje te będą na korzyść Eureko, inwestor zamierza wznowić postępowanie arbitrażowe, tym razem już w kwestii odszkodowania.

Jansen tłumaczył też, dlaczego Eureko zdecydowało się na arbitraż, choć w umowie prywatyzacyjnej PZU uzgodniono, że w sprawach spornych rozstrzygać będzie polski sąd. Arbitraż przewidziano w polsko-holenderskiej umowie o wzajemnej ochronie inwestycji z 1992 r. Jansen dodał, że klauzula w umowie dotyczyła naruszeń jej postanowień.

- Gdyby Polska chciała, by nie można było skorzystać z zapisów tej umowy, powinna była nam o tym powiedzieć. Być może wówczas nie podpisalibyśmy umowy prywatyzacyjnej - powiedział.

Tydzień temu przedstawiciele Eureko spotkali się z ministrem skarbu. Eureko wyraziło swoje zaniepokojenie sytuacją w zarządzie PZU. Jak potem informowało MSP, "przedstawione przez strony stanowiska wobec sytuacji PZU SA były w dużej mierze rozbieżne".

10 listopada odbędzie się nadzwyczajne walne zgromadzenie akcjonariuszy PZU, podczas którego resort skarbu chce anulować swoje decyzje z lipcowego walnego zgromadzenia i cofnąć absolutorium dla poprzedniego zarządu. MSP zarzuca mu zgodę na przekazywanie Eureko danych o grupie PZU.

Eureko ma 33 proc. minus jedna, akcji PZU. Po częściowej prywatyzacji w listopadzie 1999 r., od kilku lat jest w sporze ze Skarbem Państwa. Holenderski inwestor domaga się m.in. realizacji aneksu do umowy prywatyzacyjnej PZU, który przewidywał sprzedaż na rzecz Eureko dodatkowego pakietu 21 proc. akcji PZU oraz wprowadzenie PZU na giełdę.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: PZU SA | konflikt | resort | ludzi | skarbu | MSP | Eureko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »