Reklama

Wielcy znani - Mela Muter (1876 - 1967)

Wrodzoną urodę łączyła z wdziękiem. Przeżyła długie i burzliwe życie niepozbawione wątków dramatycznych. Uwielbiana jako portrecistka, dziś pozostaje w pamięci jako mistrzyni pejzażu.

Maria Melania Mutermilch z Klingslandów znana jako Mela Muter pochodziła z polskiej rodziny żydowskiej o bogatych tradycjach narodowościowych. Urodziła się w Warszawie, przez rok uczyła się w warszawskiej Szkole Rysunku i Malarstwa. Większość swojego życia związała jednak z Paryżem. Tam uczestniczyła w zajęciach Academie Colarossi i Acedemie de la Grande Chaumiere. Tam też nawiązała najważniejsze w jej życiu przyjaźnie, znajomości i miłości.

Artystka związała się najpierw z twórcami spod znaku Port-Aven, a później École de Paris. Obracała się jednak nie tylko w środowisku największych malarzy, ale i literatów. Portretowała Stefana Żeromskiego i Kasprowicza, utrzymywała znajomość z Leopoldem Staffem, korespondowała z Rainerem Marią Rilke. Do grona jej najbliższych przyjaciół należeli Lila i Władysław Reymontowie, którzy byli jej rodzicami chrzestnymi, gdy zdecydowała się przejść na katolicyzm.

Reklama

NOSTALGICZNE OPOWIEŚCI

Mela Muter cieszyła się wielkim powodzeniem jako portrecistka. Wczesne portrety malowała pod wpływem symbolistów z rekwizytami charakterystycznymi dla modela. Później dążyła do obiektywizmu. Stanowcza zaprzeczała jednak stwierdzeniu, że maluje portrety psychologiczne. - Nawet nie wiem, co trzeba uczynić, by stworzyć taki portret - mówiła do Bolesława Nawrockiego, przyjaciela i kolekcjonera jej dzieł.

Dziś jej portrety nie cieszą się takim powodzeniem jak pejzaże. Nostalgiczne, refleksyjne, niemal poetyckie wspomnienie widoków, fragmentów miasteczek, portów, kamieniczek z fascynującymi ją schodami niezmiennie fascynują.

Mela Muter (...) z niespotykanym wyczuciem atmosfery opowiadała o ulicach Paryża, domach, które żyły, cierpiały i płakały, o drzewach, Sekwanie, i o niebie, o subtelnym, popielatym muślinie Il-de- France. Śpiewała o polach bretońskich, o Prowansji, Marsylii, Awinionie, o lekkim i wibrującym powietrzu o uśpionym zaułku i o wznoszącej się delikatnie pod platanami wodzie fontanny - pisał w Jean Pierre, jeden z wybitnych dziennikarzy francuskich, w artykule zatytułowanym Mela Muter przynosi zaszczyt sztuce polskiej i École de Paris.

KRAJ ELFÓW, WRÓŹEK I NIMF

Latem Mela Muter, jak inni polscy malarze, opuszczała gorący Paryż. Początkowo w poszukiwaniu plenerów udawała się do Bretanii. Klimat był tam łagodny, utrzymanie niedrogie, a światło i morze stanowiły przedmiot natchnienia.

Artystka wyraźnie zafascynowana Bretanią wracała do niej regularnie przez kilkanaście lat. Malowała tam portrety prostych ludzi doświadczonych przez los, kobiety, starców i dzieci w strojach bretońskich i... pejzaże.

... te bretońskie, mleczne, bezksiężycowe noce, jasne, jakby wypełnione nieuchwytną, prawie pogańską obecnością elfów, wróżek, źródlanych nimf... - odległe to wspomnienie moich licznych podróży w tym kraju, do którego już więcej nie powracam, ale o których zachowuję nostalgiczne wspomnienia - pisała później*.

ZAPACH, SŁOŃCE I WIATR

Po fascynacji Bretanią przyszedł czas plenerów na południu Francji. Nową miłością artystki stało się Lazurowe Wybrzeże i Prowansja. Powstające tam pejzaże były swoistymi portretami natury. Malowane drzewa artystka porównywała do ludzi. Dostrzegała ich odmienność, charakter, budowę, analizowała postać. W jej obrazach niemal czuć zapach, słońce i powiew wiatru. Wszystko jest żywe. Bo i Mela Muter kochała łapać życie na gorąco. Rysowała węglem, ołówkiem, chwytała chwile akwarelą. Nie miało znaczenia czy był to bulwar, port, park czy urzekający port. Dopiero później w pracowni artystki powstawały dzieła w ostatecznej formie.

Nawet, gdy maluje zakątek śródziemnomorskiego portu z łodziami, "pejzaż idylliczny", jak sama nazywa, martwą naturę z ciężkimi, niebieskawymi winogronami, Mela Muter wykazuje widoczną żarliwość. I przekłada swe artystyczne emocje na rzetelną materię, na farbę gęstą i szeroko nakładaną, na te jasne, złagodzone barwy zestawione zawsze z delikatną harmonią, które charakteryzują się paletą tej artystki, rozpoznawalnej spomiędzy tysiąca innych - pisał o Meli Muter Paul Sentenac przy okazji jej wystawy w 1930 roku.

* słowa Meli Muter przytacza Bolesław Nawrocki w Mela Muter. Krajobrazy z kolekcji Bolesława i Liny Nawrockich w Pałacu Radziejowskich. Lipiec 2005

Marta Brenda

Antyki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy