Potworna śmierć w mercedesie. Spłonął żywcem

Wypadki drogowe nie robią dziś na kierowcach większego wrażenia. Każdego dnia czytamy o nich w mediach, oglądamy na zdjęciach wraki rozbitych samochodów.

Psychika ludzka skonstruowana jest w taki sposób, by - w ramach mechanizmu obronnego - wypierać świadomość zagrożenia. Każdy wychodzi więc z założenia, że tego rodzaju sytuacje zdarzają się - owszem - ale nie nam... Badania pokazują, że nawet kierowcy mijający miejsce poważnego wypadku, jedynie przez kolejne kilka minut jadą wolniej.

Co innego, gdy wypadek wydarzy się bezpośrednio na naszych oczach. Dopiero huk zgniatanej blachy, wydobywające się spod maski płomienie i krzyki poszkodowanych sprawiają, że zaczynamy zdawać sobie sprawę z zagrożenia i prawdziwego wymiaru ludzkiej tragedii.

Reklama

Oto relacja naocznego świadka wypadku, do jakiego doszło wczoraj wieczorem w okolicach wsi Pożarzysko w okolicach Świdnicy. Leciwym mercedesem 190 z instalacją gazową podróżowało czterech młodych mężczyzn. Część świadków twierdzi, kierowca auta na łuku drogi wyprzedzał rowerzystę. Inni, że nie. Tak, czy inaczej doszło do dramatycznego wypadku.

Oto relacja naocznego świadka:

"To było straszne. Dopiero, co kupili tego mercedesa. Wybrali się na jazdę próbną. Prędkość była duża, gdy wchodzili w ten zakręt.

Nie widziałem tam żadnego rowerzysty - wyniosło ich na przeciwległy pas ruchu i wpadli pod kamaza. Kierowca ciężarówki był na swoim pasie, nie miał szans na ucieczkę. Byłem świadkiem tego, co tam się działo...

Kierowca mercedesa nie miał szans. Był zakleszczony klatką piersiowa i nogami. Zaczęło się dymić. On jeszcze żył, krzyczał, jego koledzy wyszli z auta o własnych siłach. Dobrze że wszyscy mieli zapięte pasy...

On został. Po chwili wybuchł ogień. Kierowca z ciężarówki wraz z innymi świadkami, którzy się zatrzymali zużyli sześć, może siedem gaśnic. Nic to nie dało. Ogień rozprzestrzenił się błyskawicznie.

Dopiero, jak dojechała straż OSP Pożarzysko i rzucili na auto pianę, udało się stłumić ogień. Dym było widać z odległości kilku kilometrów.

Zaczęły nadjeżdżać kolejne samochody. Jak to bywa na wsi - sensacja. Tu leży jeden poszkodowany, tu drugi, tu trzeci... Tam gdzieś chodzi załamany kierowca z kamaza. Po chwili dojechała karetka, chyba z Jaworzyny. Pełny szacunek dla nich. Po raz pierwszy widziałem, jak każdy z ratowników zajął się po jednej osobie. Strażacy pomogli zabezpieczyć poszkodowanych. Po chwili przyjechała karetka z lekarzem. Nadleciał helikopter Pogotowia Ratunkowego z Wrocławia...

To, co tam się działo to był koszmar. Łzy, płacz, po prostu tragedia. Z tego, co udało mi się policzyć było sześć osób poszkodowanych. Cztery osoby z mercedesa, w tym spalony żywcem chłopak, kierowca kamaza oraz dziewczyna chłopaka, który zginął. Ona przyjechała na miejsce wypadku po jakimś czasie. Nawet nie miałem siły robić zdjęć czy nagrywać. Liczyła się pomoc poszkodowanym. I tak dziękuję za sprawnie przeprowadzona akcje ratunkową przez Pogotowie Ratunkowe i Straż Pożarną...

A ja tylko przejeżdżałem. Nie sądziłem, że coś takiego stanie się na moich oczach. "

W pożarze zginął kierowca mercedesa. Pasażer siedzący obok helikopterem został przetransportowany do jednego z wrocławskich szpitali. Mniejszych obrażeń doznali również mężczyźni siedzący z tyłu mercedesa oraz kierowca kamaza.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: spłonęły żywcem | spłonięcie żywcem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy