Jak wolna Polska podziękowała Stanom Zjednoczonym?

Deklarację o Podziwie i Przyjaźni dla Stanów Zjednoczonych podpisało 5,5 mln polskich obywateli. W jaki sposób doszło do tak wyjątkowego gestu w relacjach polsko-amerykańskich?

Temu tematowi poświęcona będzie dyskusja Ośrodka KARTA i Domu Spotkań z Historią: "Wdzięczność i podziw" - o szczególnych relacjach polsko-amerykańskich od 1915 roku do III RP.

Dyskusja odbędzie się 4 października 2017 r. o godz. 18 (Warszawa, Dom Spotkań z Historią, ul. Karowa 20).
 
W spotkaniu udział wezmą: prof. Zbigniew Lewicki - amerykanista, David McQuaid - wieloletni korespondent zagraniczny w Polsce, obecnie redaktor Geopolitical Intelligence Services, Maciej Wierzyński - szef Sekcji Polskiej "Głosu Ameryki" (1992-2000), obecnie dziennikarz TVN24 i Zbigniew Gluza - redaktor naczelny kwartalnika "Karta". Rozmowę poprowadzi red. Marek Zając.

Punktem wyjścia do dyskusji będzie "Karta" 92, w której - w Roku Woodrowa Wilsona - przypomniane zostały polsko-amerykańskie stosunki w latach 1915-26. Głosami świadków i uczestników wydarzeń, m.in. Ignacego Jana Paderewskiego, pokazano, jaki wpływ na odzyskanie przez Polskę niepodległości miało zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w I wojnę i postulat prezydenta Woodrowa Wilsona o konieczności odrodzenia Rzeczpospolitej.

Reklama

"W kolejnych latach zdewastowanej wojną, zubożałej Polsce pomagają amerykańskie organizacje pod egidą Herberta Hoovera. Społeczeństwo II RP entuzjastycznie odnosi się do USA, czego zwieńczeniem jest złożona w 1926 roku na ręce amerykańskiego prezydenta imponująca Deklaracja o Podziwie i Przyjaźni dla Stanów Zjednoczonych, zawierająca 5,5 miliona podpisów wdzięcznych polskich obywateli" - piszą w zaproszeniu na spotkanie jego organizatorzy.

Wprowadzenie do dyskusji zaproponował red. Zbigniew Gluza we wstępniaku do nr 92:

Ukłon Polski

Czy jako społeczeństwo potrafilibyśmy dzisiaj solidarnie wyrazić wdzięczność innemu państwu bądź narodowi - wątpliwe. Każdemu z krajów sąsiedzkich, ale też dalej leżącym, da się z polskiej perspektywy wykazać historyczną przewinę, która uzasadnia brak pozytywnych wzajemnych podsumowań. A też niełatwo sobie przypomnieć, byśmy za życia współczesnych choć jedno zagraniczne święto przeżywali z radością - tak trudno uwolnić się od własnego kompleksu drugorzędności w Europie. Z zaborów Polacy wynieśli pretensje do niemal wszystkich, wojna z bolszewikami potwierdziła osamotnienie, w biegu II wojny zostaliśmy zlekceważeni przez demokratyczny świat. A III RP nie odrobiła dotąd strat po Peerelu - da się nadal grać na zadawnionym poczuciu podrzędnej roli.

Na tym tle może dziwić, że akurat 150. rocznica deklaracji niepodległości USA potrafiła wywołać masową życzliwość obywateli polskich. Tym bardziej że jubileusz ten - 4 lipca 1926 - wypadł w momencie dla Rzeczpospolitej fatalnym. Niemal dwa miesiące po przewrocie majowym, łamiącym konstytucję i zasady demokracji, kiedy Józef Piłsudski wzmocnił polaryzację kraju, ten jednak gotów był pokłonić się zbiorowo Ameryce. Między kwietniem a lipcem 1926, także podczas przewrotu, zebrano w całym kraju 5,5 miliona podpisów pod Deklaracją Podziwu i Przyjaźni dla Stanów Zjednoczonych.

Chaotyczna, pogrążona w politycznym zamęcie Polska potrafiła stworzyć dokument unikatowy, nie tylko w relacjach polsko-amerykańskich. Delegacja RP wręczyła Prezydentowi w Waszyngtonie 111 tomów z ponad 30 tysiącami stron, w których podpisy - od najwyższych władz państwowych po najmłodsze piszące dzieci - opatrzone były grafikami wybitnych polskich plastyków. Oryginał, złożony w Bibliotece Kongresu USA i traktowany tam jako cymelium, zniknął z czasem z pamięci Polaków, a także z dyplomatycznych relacji obu krajów. Wizytujący Warszawę amerykańscy prezydenci go nie przywoływali.

Powód do tamtej podzięki był jednak wyjątkowy. Stany Zjednoczone nie tylko uznały podczas I wojny polską państwowość za warunek pokojowego ładu w Europie, ale też po nastaniu II RP udzieliły jej solidnego wsparcia materialnego. Niby nadal to pamiętamy - Woodrow Wilson i Herbert Hoover mają w Warszawie swe centralnie usytuowane plac i skwer. Lecz ta pamięć jest nieco fasadowa. Dzienniki ich dwóch bezpośrednich współpracowników - Edwarda Mandella House’a i Williama Grove’a - przedstawiające przebieg tamtych wydarzeń, nie zostały nigdy przełożone na polski. A opisują istotę powrotu Niepodległej.

Nasza historia mogła potoczyć się gorzej. Bez stanowczego postulatu USA granice państwa polskiego raczej nie przypominałyby tych uzyskanych w Wersalu. Porażająca nędza zniszczonego przez wojnę kraju, niezłagodzona przez amerykańskie dostawy, mogłaby załamać odradzającą się niepodległość. W tym kontekście Ignacy Jan Paderewski, stający w czasie wojny przed Amerykanami i z oddaniem mówiący o odradzaniu państwa, jawił się jako upostaciowanie wdzięcznej, otwartej na świat Ojczyzny.

5,5 miliona obywateli, Polaków, a także Żydów czy Ukraińców, to blisko 20 procent ludności kraju w 1926 roku (liczni z nas mają wśród podpisanych swoich przodków). Rzeczpospolita objawiła się wówczas dwojako: jako życzliwa innym, przyjaźnie przyjmująca płynące od nich dobro, a zarazem wewnętrznie skłócona, agresywna, gotowa w imię polityki nawet do zabijania. Dzisiaj jednak widać, że staje przed Polską ponadczasowa alternatywa - solidarne otwieranie się na zewnętrzne otoczenie czy konfrontacja domowa w imię trwałego utrzymania władzy. Im ostrzejsza gra wewnętrzna, tym mocniejsze zamykanie się na świat. Ukłon wobec innych, a nie gest poddańczy - nie wynika wszak ze słabości. Może być znakiem godnego partnerstwa.

Zbigniew Gluza

(Artykuł red. Zbigniewa Gluzy ukazał się w kwartalniku "Karta" nr 92/2017)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ośrodek KARTA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy