Kandydaci na radców

Skoro najbardziej prawdopodobnym wariantem "rozsądzenia sporu" między Radą Polityki Pieniężnej a rządem jest powiększenie składu RPP, przedstawiamy ranking kandydatów do rady.

Skoro najbardziej prawdopodobnym wariantem "rozsądzenia sporu" między Radą Polityki Pieniężnej a rządem jest powiększenie składu RPP, przedstawiamy ranking kandydatów do rady.

Mimo sześciu w tym roku obniżek oficjalnych stóp procentowych, które łącznie wyniosły już 7,5 pkt proc., politycy nie przestają naciskać na Narodowy Bank Polski, by w łagodzeniu polityki pieniężnej poszedł jeszcze dalej. Szczególnie aktywny jest premier Leszek Miller, który przed listopadowym posiedzeniem Rady Polityki Pieniężnej domagał się obniżki o 3 pkt proc. (300 punktów bazowych). Dostał połowę i zaraz przypuścił kolejny szturm na bank centralny. Oprócz wymieniania skali wymarzonej przez niego redukcji stóp, zapowiedział, że arbitrem w sporze między rządem a RPP będzie parlament, co oznacza mniej więcej tyle, że to Sejm zdecyduje o sposobie ograniczenia niezależności banku centralnego, by wymusić na nim poluzowanie polityki pieniężnej.

Reklama

Na jakiś czas

Wypowiedzi wicepremiera Marka Belki są nieco łagodniejsze. Jego zdaniem dobry moment na kolejną obniżkę byłby nie w grudniu, jak chce premier, ale w styczniu. RPP nie lubi, jak jej się dyktuje, co i kiedy ma zrobić, i ja to rozumiem. Ale sądzę, że po uchwaleniu budżetu, czy przynajmniej ustaw okołobudżetowych, tworzy się możliwość kolejnej obniżki, którą przyjąłbym z wielką radością i ulgą - mówił dziennikarzom minister finansów. W jego wypowiedziach pojawił się ostatnio nowy element: chciałby kilkuprocentowej deprecjacji złotego. Jego zdaniem, doszłoby do niej po znaczniejszej redukcji stóp oficjalnych, gdy kapitał portfelowy nie liczyłby już w najbliższym czasie na kolejne decyzje w tym samym kierunku. Potem ogłosilibyśmy na jakiś czas spokój w tej sprawie - deklarował minister.

Spokoju nie zamierza jednak dawać Jarosław Kalinowski, przywódca PSL i wicepremier odpowiedzialny w rządzie za sprawy rolnictwa. On również liczy na deprecjację złotego, ale chciałby kupować dolary nie po 4,2-4,3 złotego, ale po pięć złotych. I powtarza pomysł, który jego partia forsowała już w poprzedniej kadencji parlamentu - by bank centralny miał obowiązek dbać nie tylko o stabilny poziom cen, ale również o wzrost gospodarczy i ograniczanie bezrobocia. Według niego, RPP powinna poczuć się współ- odpowiedzialna za sytuację gospodarczą w kraju. Miarą dla wszystkich stron będzie wynik grudniowego posiedzenia rady. Jeśli będzie obniżka, to znaczy, że RPP poczuła się współodpowiedzialna, a jeśli nie, to... arbitrem będzie parlament.

Jak to zrobią

Wykonanie wyroku tego arbitra nie będzie łatwe. Jawne ograniczenie niezależności banku centralnego spotka się ze zdecydowaną reakcją władz Unii Europejskiej. Gdy podobna sytuacja miała miejsce w Czechach, Komisja Europejska nie zwlekała ze skrytykowaniem zamiarów rządu.

Pomysł na zmianę nastawienia RPP jest więc taki, by powiększyć jej skład. Ponieważ teraz w radzie między zwolennikami i przeciwnikami obniżania panuje w gruncie rzeczy równowaga, dodanie kilku osób o "prowzrostowym" podejściu sprzyjałoby przyspieszeniu i wzmocnieniu procesu obniżania stóp. Co prawda, według Marka Belki, ten pomysł to tylko luźna spekulacja, ale sugestie premiera nie pozostawiają raczej wątpliwości co do tego, czy nabierze ona realnych kształtów.

Dwóch popularnych

Dlatego zapytaliśmy analityków z kilku banków o to, kto ich zdaniem z największym prawdopodobieństwem może znaleźć się w powiększonej Radzie Polityki Pieniężnej. Każdy bank wybierał trzy najbardziej prawdopodobne nazwiska. Osoba, która była uznawana za najpewniejszego kandydata, dostawała trzy punkty, druga dwa, a trzecia - jeden. W ten sposób uzyskaliśmy klasyfikację kandydatów zanim jeszcze ktokolwiek zaczął mówić o nazwiskach.

Najczęściej wymieniane były dwie osoby - Stanisław Gomułka z London School of Economics oraz Andrzej Sopoćko z Uniwersytetu Warszawskiego, który krótko był wymieniany nawet jako potencjalny minister finansów w nowym rządzie (jak wiadomo, fotel ministra dostał Marek Belka.). Sopoćko wielokrotnie krytykował działalność RPP. Opublikowany przez "Rzeczpospolitą" w październiku tekst "Dlaczego RPP prowadziła nas do recesji", zakończył stwierdzeniem: Głęboka obniżka stóp realnych jest teraz wręcz kwestią przetrwania gospodarki i społeczeństwa. RPP musi na to zapotrzebowanie odpowiedzieć pozytywnie. W tym albo w innym składzie.

Stanisław Gomułka również uważa, że uprawiana przez Radę Polityki Pieniężnej polityka byłaby uzasadniona, gdyby była niezbędna do realizacji celu inflacyjnego na rok bieżący zapowiedzianego w wysokości 7 proc. Ponieważ inflacja rzeczywista jest w przedziale od 3 do 4 proc., więc oznacza to niewątpliwie i jednoznacznie, także według kryteriów NBP, że polityka monetarna i kursowa RPP była błędna, mocno nadrestrykcyjna (z tekstu w Expander.pl). Analityk działającego w Polsce zagranicznego banku uważa, że wprowadzenie Stanisława Gomułki do RPP byłoby zręcznym posunięciem, bo przez rynki finansowe nie jest postrzegany jako populista, ale ma nastawienie w stronę obniżek stóp.

Kto na trzeciego

Obaj liderzy w naszym zestawieniu uzyskali dużą przewagę nad kolejnymi osobami. Byli wymieniani jako najpoważniejsi kandydaci do rady przez wszystkie ankietowane banki: Stanisław Gomułka znalazł się na pierwszym miejscu pięć razy (raz był wskazany jako drugi), Andrzej Sopoćko - cztery. Jeśli rządowi udałoby się doprowadzić do powiększenia liczebności RPP (i zakładając, że przewidywania analityków odnośnie tych dwóch osób się sprawdzą), to potrzebne jest jeszcze trzecie nazwisko.

W ankiecie trzecie miejsce zajął Władysław Jaworski, szef Katedry Bankowości Szkoły Głównej Handlowej. Prof. Jaworski był już kandydatem do RPP, gdy członków rady wybierali parlamentarzyści poprzedniej kadencji, ale jako kandydat zgłoszony przez ówczesną opozycję nie miał szans. Jego przewaga nad Andrzejem Sławińskim, także wykładowcą na SGH oraz doradcą prezesa NBP, polega jednak tylko na liczbie banków, które wskazały jego osobę. Liczba uzyskanych punktów była bowiem taka sama. Dopiero na piątym miejscu znalazł się Grzegorz Kołodko, dawny minister finansów, a na szóstym pierwszy polityk - Mirosław Pietrewicz z PSL.

Jakie byłyby skutki powiększenia składu RPP? Mogłoby się okazać, że wprowadzenie trzech nowych osób (pod warunkiem, że nikt z dotychczasowych członków rady nie zrezygnowałby ze stanowiska) nie prowadzi do automatycznej zmiany w polityce stóp procentowych, a tylko w większym stopniu uzależnia ją od decyzji prezesa NBP, który przewodniczy radzie. Jeśli sześciu członków rady wybranych przez Sejm i Senat poprzedniej kadencji prezentowałoby jednolite stanowisko przeciwne obniżaniu stóp a trzech tzw. "prezydenckich" i trzech nowych opowiadałoby się za obniżkami, decyzje faktycznie podejmowałby Leszek Balcerowicz.

Prezydent arbitrem

Rada Polityki Pieniężnej jest wybierana w równych proporcjach przez Sejm, Senat i prezydenta. Chcąc nie chcąc, Aleksander Kwaśniewski musiałby również stać się arbitrem na spółkę z parlamentem rozsądzającym spór między radą a rządem. To, biorąc pod uwagę jego prounijne podejście, jest stosunkowo mało prawdopodobne i w pewien sposób zmniejsza prawdopodobieństwo poszerzenia składu rady. A unia ma stanowisko jasne. Jak powiedział, cytowany przez "Gazetę Wyborczą" Tommaso Padoa-Schioppa z rady Europejskiego Banku Centralnego, zmiana liczebności Rady Polityki Pieniężnej grozi tym, że NBP stanie się podatny na decyzje polityczne. Niezależność to kwestia faktów, a nie tylko formy prawnej.

Gazeta Bankowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »