Sellin w sprawie finansowania mediów publicznych: Prawdopodobnie przez dotacje z budżetu

- Na razie prawdopodobnie będziemy finansować media publiczne poprzez dotacje z budżetu państwa - powiedział w poniedziałek wiceszef MKiDN Jarosław Sellin. Jak dodał, jest zwolennikiem zmiany systemowej w tym zakresie, ale "nowe propozycje oznaczałyby jednak nowe obciążenie podatkowe".

Sellin w Poranku Rozgłośni Katolickich "Siódma9" zaznaczył, że jest zwolennikiem "jakiejś kompletnej zmiany systemowej sposobu finansowania mediów publicznych". Jego zdaniem, abonament "bardzo trudno podnieść i dla większości społeczeństwa jest on niezrozumiały".

Podkreślił przy tym, że "nowe propozycje oznaczałyby jednak nowe obciążenie podatkowe". "To naprawdę nigdy nie jest łatwe dla władzy" - dodał. Sellin zapewnił również, że PiS opowiada się za obniżaniem podatków i obciążeń dla obywateli, a nie "nakładaniem nowych".

W jego ocenie "prędzej czy później" trzeba będzie spróbować wypracować jakiś "kontrakt ponadpolityczny". - Ale również kontrakt społeczny, żeby uzmysłowić ludziom, że to jest jednak jakieś istotne nasze dobro, te media publiczne, i warto je utrzymywać - powiedział wiceminister.

Reklama

- Na razie prawdopodobnie będziemy to robić poprzez dotacje z budżetu państwa - wyjaśnił Sellin. Jak dodał, to "też jest właściwie dzieleniem przecież naszych wspólnych pieniędzy dla mediów publicznych".

Pytany, czy możliwe są zmiany systemowe w tej sprawie jeszcze w tej kadencji, Sellin odparł: - Z tego, co wiem - bo nad tym pracuje oczywiście Rada Mediów Narodowych w konsultacji z Krajową Radą Radiofonii i Telewizji - jeśli jakieś rozwiązanie pozabonamentowe będzie przyjęte, to raczej dotacja z budżetu państwa".

Szef Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański zapowiedział w styczniu, że "jest praktycznie już zdecydowane, że od 2019 r. abonament radiowo-telewizyjny będzie pokrywany z budżetu państwa". Według niego, kwota, która zapewniłaby "solidne finansowanie wszystkich mediów publicznych", to ok. 2,5-3 mld zł rocznie.

Sellin pytany był także o projekt ustawy dotyczącej dekoncentracji mediów w Polsce. - Taki projekt jest, ale nie ma decyzji politycznej, że z tym projektem ruszamy - powiedział.

Dopytywany, czy liczy na tę decyzję do końca kadencji, Sellin wyjaśnił, że "to jest kwestia roztropnego rozkładania na pewne etapy propozycji, które są konfliktogenne". - Nie ukrywajmy, na pewno będzie wokół tej sprawy konflikt, również za granicą - ocenił. Zdaniem wiceministra zmiany, które zakłada projekt, są konieczne, ale "powodujące napięcia i konflikty".

W połowie listopada wicepremier, szef MKiDN Piotr Gliński mówił, że projekt ustawy dotyczącej dekoncentracji mediów jest gotowy, a resort kultury czeka na podjęcie decyzji politycznej w tej sprawie.

- - - - -

"Dziennik Gazeta Prawna": Mediom się upiekło, zapowiadanej dekoncentracji nie będzie

Założenia projektu ustawy mającej przebudować rynek leżą w szufladzie wiceministra kultury Pawła Lewandowskiego. I tam pozostaną.

Celem projektu było zmniejszenie koncentracji w prasie, radiu, internecie i telewizji, a w efekcie - repolonizacja mediów. Ograniczenie udziałów rynkowych w poszczególnych segmentach uderzyłoby bowiem w spółki z obcym kapitałem, które należą do największych graczy.

Oficjalnie rezygnacji z tego planu Prawo i Sprawiedliwość nie ogłosiło. - Założenia dekoncentracji mogę w każdej chwili bez zbędnej zwłoki przełożyć na projekt ustawy - mówi Paweł Lewandowski, wiceminister kultury. Przyznaje zarazem, że obecnie nikt tego od niego nie oczekuje.

O ile bowiem jeszcze pół roku temu prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński zapowiadał w TV Trwam, że po "załatwieniu" sprawy sądów przyjdzie pora na dekoncentrację mediów, o tyle teraz narracja partii rządzącej zmieniła się na "nie ma żadnego pośpiechu". Tak mówił kilka dni temu premier Mateusz Morawiecki na spotkaniu z korespondentami zagranicznymi w Polsce.

- To znaczy, że pomysł zniknął - podsumowuje Andrzej Zarębski, ekspert ds. mediów i były członek KRRiT. - Myślę, że stało się tak głównie z dwóch powodów. Po pierwsze, rząd nie znalazł legalnego sposobu, by prawo dekoncentracyjne działało wstecz, przebudowując już ukształtowany rynek. Po drugie, zrozumiano, że polskie media są częścią międzynarodowego organizmu i nie można ignorować kierujących nim zasad, w tym wolności słowa. Ten drugi argument przeważył niedawno przy uchyleniu kary nałożonej przez KRRiT na TVN - dodaje.

Nadawcy i wydawcy nie chcą oficjalnie komentować zawieszenia na kołku planów dekoncentracyjnych. Nieoficjalnie przyznają, że poczuli ulgę - ale też nie tracą czujności. Bo choć sprawa TVN - telewizji należącej do amerykańskiej firmy Scripps Networks - zakończyła się po myśli spółki, to pokazuje też, że kij na media zawsze się znajdzie. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji w grudniu 2017 r. kazała TVN zapłacić 1,5 mln zł kary za to, że relacjonując w grudniu 2016 r. blokowanie mównicy w Sejmie i protesty przed budynkiem parlamentu, kanał TVN24 - zdaniem regulatora - propagował "działania sprzeczne z prawem". Chodziło o wydarzenia, które Jarosław Kaczyński nazwał próbą puczu. KRRiT uznała, że TVN24 zachęcał widzów do udziału w zgromadzeniu przed Sejmem i prezentował sprawę jednostronnie. Trzeba było kilku spotkań przewodniczącego rady z nadawcą, wystąpień organizacji dziennikarskich i oświadczenia Departamentu Stanu w USA w obronie stacji, by 10 stycznia kara została uchylona.

W kręgach PiS mówi się, że z częścią spraw, które miała załatwić ustawa dekoncentracyjna, upora się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Może on np. sprawdzić, czy ktoś nie ma zbyt dużego udziału w rynku reklamowym. Tu na cenzurowanym są TVN i Polsat. Ich biura reklamy kontrolują odpowiednio ok. 40 i 30 proc. rynku reklamy telewizyjnej. Sprzedają nie tylko czas swoich anten, są także pośrednikiem dla mniejszych nadawców, takich, których udział w widowni wynosi kilka procent, ale i poniżej procentu. Dekoncentracyjne działania na tym polu uderzą więc rykoszetem w małe spółki. Bez dużego pośrednika przepadną one w negocjacjach cenowych z domami mediowymi.

Zanim być może ureguluje reklamę, UOKiK zajmuje się firmą Polska Press, którą w swoich oficjalnych komunikatach określa mianem "niemieckiego wydawcy". Posiadająca gazetę ogólnopolską i pisma regionalne spółka przejęła kontrolę nad firmą Media Regionalne. UOKiK zgodził się na to w 2013 r., pod warunkiem że Polska Press w ciągu roku sprzeda niezależnemu podmiotowi "Dziennik Wschodni" i jego serwisy internetowe. Teraz analizuje, czy wydawca się wywiązał (spółka zapewnia, że tak), czy też zasłużył na karę: 10 tys. euro za każdy dzień opóźnienia.

Poprzedni rok, choć upłynął pod znakiem dekoncentracji, to zakończył się transakcją zwiększającą koncentrację. Mniejszy nadawca, ZPR Media, sprzedał kilka swoich kanałów jednemu z największych graczy, Polsatowi.

Elżbieta Rutkowska

15 stycznia 2018

- - - - -

Dania odchodzi od abonamentu rtv

Dania będzie pierwszym krajem w Europie, który zlikwiduje abonament rtv, płacony dotąd obligatoryjnie przez gospodarstwa domowe - pisze w czwartek Reuters, wskazując, że duński rząd zapewnił sobie niezbędne poparcie dla tego rozwiązania.

Rządowa propozycja obejmuje także obcięcie o 20 proc. budżetu największego państwowego nadawcy telewizyjnego i radiowego - DR. Reuters pisze, że zniesienie abonamentu jest odzwierciedleniem zmiany sposobu, w jaki wykorzystywane są współczesne media, a konkretnie wzrostu popularności serwisów streamingowych, takich jak Netflix i HBO.

Centroprawicowy rząd duński i jego sojusznik - Duńska Partia Ludowa - stoją na stanowisku, że opłata abonamentowa stała się za duża i że publiczni nadawcy muszą poprawić efektywność.

Teraz każde duńskie gospodarstwo domowe płaci rocznie 2527 koron (416 USD) na nadawców publicznych. Ta opłata ma zostać zniesiona stopniowo w ciągu pięciu lat, począwszy od 1 stycznia 2019 r. Nadawcy publiczni będą finansowani z podatków - powiedziała minister kultury Mette Bock.

- Media w Danii przechodzą ogromną przemianę. Wymaga to bardziej nowoczesnej polityki medialnej. Musimy zwiększyć różnorodność mediów, jak tego żądają obywatele - powiedziała w czwartek Bock na konferencji prasowej.

Przeciwnicy obcięcia budżetu nadawców publicznych twierdzą, że odbije się to negatywnie na jakości programów. Wprawdzie wszystkie duńskie partie polityczne zgadzają się na zniesienie opłaty abonamentowej, ale opozycja stoi na stanowisku, że budżetu nadawców publicznych nie powinno się redukować.

- - - - - -

16 marca informowaliśmy: Abonament rtv zniesiony. Nadawcy finansowani z podatków

Dania znosi abonament radiowo-telewizyjny i będzie finansować nadawców publicznych z podatków. Ponadto budżet publicznego radia i telewizji DR zostanie zmniejszony o jedną piątą - poinformował w piątek duński minister finansów Kristian Jensen.

Jak zaznaczył, rozwiązanie to przyniesie wszystkim Duńczykom zaoszczędzenie pieniędzy. Dla finansowania publicznych nadawców nie będzie się w żadnym razie podnosić podatków, lecz zmniejszy się kwotę wolną od podatku dochodowego.

Agencja dpa przypomina, że Dania nie jest jedynym państwem, w którym dyskutuje się na temat metod zapewnienia publicznym mediom elektronicznym wystarczających środków pieniężnych. Pod koniec lutego Szwajcarzy wypowiedzieli się w referendum przeciwko zniesieniu abonamentu radiowo-telewizyjnego. Niemcy krytykują ustawicznie swój abonament, który od 2013 roku muszą opłacać wszystkie gospodarstwa domowe bez względu na liczbę posiadanych odbiorników.

- - - - -

5 marca br. informowaliśmy: W referendum odrzucono pomysł zniesienia abonamentu RTV w Szwajcarii

Według wstępnych oficjalnych wyników, 71,6 proc. głosujących odrzuciło w niedzielnym referendum w Szwajcarii propozycję zniesienia obowiązkowego abonamentu radiowo-telewizyjnego. Roczna opłata abonamentowa wynosi dla gospodarstwa domowego w tym kraju 451,1 franków.

Publiczna stacja telewizyjna RTS - jedna z tych, które ucierpiałyby na zniesieniu abonamentu - poinformowała, że zagłosowała wystarczająca liczba kantonów, aby referendum można było uznać za ważne.

W głosowaniu odrzucono obywatelską inicjatywę "No Billag" (Billag to nazwa spółki pobierającej opłaty abonamentowe), której autorami, jak pisze agencja AP, były ugrupowania skrajnie prawicowe. Zwolennicy zniesienia abonamentu argumentowali, że obowiązkowa opłata stawia publiczne media w uprzywilejowanej pozycji na rynku.

Ich przeciwnicy kładli nacisk na konieczność dofinansowywania rodzimej telewizji, programów i filmów produkowanych w Szwajcarii, co ze względu na to, że Szwajcarzy mówią czterema językami jest stosunkowo drogie. Innym argumentem przemawiającym za utrzymaniem abonamentu była obawa o to, że bez wsparcia dla publicznej telewizji i radia rynek zaleją programy z krajów sąsiednich i zaniknie szwajcarska odrębność kulturowa.

Obie izby parlamentu Szwajcarii znaczną większością głosów zaleciły obywatelom głosowanie na "nie" i z taką samą rekomendacją wystąpił szwajcarski rząd.

Minister komunikacji Doris Leuthard powiedziała, że jest bardzo zadowolona, że Szwajcarzy są gotowi płacić za takie usługi publiczne i nie są wyłącznie zainteresowani mediami komercyjnymi. Wynik referendum pochwalił też szef niemieckiego publicznego nadawcy ZDF Thomas Bellut, który powiedział: "Szwajcarzy wysłali jasny sygnał, jak ważni są nadawcy publiczni dla pluralistycznego społeczeństwa".

Pobierz darmowy: PIT 2017

PAP
Dowiedz się więcej na temat: media publiczne | dotacje | finansowanie | sprawy | dotacja | Jarosław Sellin
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »