Budżet przesuwany

Rząd zajmie się tegorocznym budżetem dopiero dzisiaj. Nie ma jednak pewności, że podjęte zostaną decyzje, jakie wydatki muszą być zmniejszone i o ile trzeba zwiększyć deficyt budżetowy. Wczorajsze posiedzenie było kolejnym spotkaniem roboczym.

Rząd zajmie się tegorocznym budżetem dopiero dzisiaj. Nie ma jednak pewności, że podjęte zostaną decyzje, jakie wydatki muszą być zmniejszone i o ile trzeba zwiększyć deficyt budżetowy. Wczorajsze posiedzenie było kolejnym spotkaniem roboczym.

Kolejny raz rząd przesunął termin dyskusji o tegorocznym budżecie. Debata ma się odbyć dziś, ponieważ wczorajsze posiedzenie, pod nieobecność premiera Jerzego Buzka, który wyjechał na Pomorze, zostało odwołane.

Zanim premier powiedział dziennikarzom o odłożeniu budżetowej dyskusji o jeden dzień, minister Jerzy Kropiwnicki już rano, przed posiedzeniem rządu, zapowiedział, że Rada Ministrów nie zajmnie się nowelizacją budżetu, ponieważ nie są jej znane projekty zmniejszenia wydatków i równoczesnego zwiększenia deficytu budżetowego, przygotowane przez ministra finansów Jarosława Bauca.

Reklama

Według wyliczeń ministra Bauca dochody budżetu będą o ponad 17 mld zł mniejsze. Prognozę opracowano przy założeniu, że wzrost PKB nie przekroczy 2 proc. Brakujące pieniądze minister proponuje pozyskać z emisji papierów dłużnych, które zapewniłyby ok. 9 mld zł, a zatem cięcia wydatków musiałyby być dokonane na ok. 8 mld zł.

Analitycy uważają jednak, że przyjęty przez min. Bauca wzrost PBK jest dlatego tak niski, żeby nie trzeba było po raz drugi zmieniać budżetu. Najczęściej powtarzająca się prognoza to ok. 2,5 proc. wzrostu PKB. Luka dochodowa może być nieco mniejsza. Zwraca się jednak uwagę na inne zagrożenie, które może się pojawić, gdy zabraknie dochodów z prywatyzacji, szacowanych na 18 mld zł. Te pieniądze mają finansować deficyt budżetowy, zapisany w ustawie na 20,5 mld zł.

Nie jest pewne, czy rząd podejmie dziś ostateczne decyzje a najwięcej wątpliwości wzbudza wśród analityków ta część, która dotyczy cięcia wydatków.

KOMENTUJĄ DLA PG

KRZYSZTOF DZIERŻAWSKI

ekspert i doradca Centrum im. A. Smitha

Nie powinno się przeceniać wagi słów polityków, czy wahań rządu w decyzjach; gospodarka ma sporą bezwładność i słowa nawet znaczącej osoby nie przesądzają. Choć mają wpływ m.in. na kurs złotego. Ale dotyczy to rynku spekulantów, na którym każdy pretekst jest dobry do skoków cen. Natomiast gospodarka naprawdę jest bez kondycji, a w szczególnie katastrofalnej sytuacji są finanse. To pokłosie wprowadzanych naprędce reform. Wiele złego przyniosła zwłaszcza reforma emerytalna, na którą Polski nie stać, ani dziś, ani w przyszłości. Odpowiadają za nią jednak solidarnie wszystkie partie - i SLD-PSL, i UW-AWS.

MATEUSZ SZCZUREK, analityk ING Barings w Warszawie

Wpływ słów polityków, zależy od tego - kto i co mówi? Rynki śledzą decyzje rządu i reagują na ich odwlekanie. Lekce zaś sobie ważą wypowiedzi mniej znaczące i różne inne manewry, traktowane jako gry w gronie samych polityków. Biznes niekoniecznie bierze je pod uwagę w decyzjach inwestycyjnych. Lecz zapowiedzi resortu finansów o zmianach w budżecie, mają taki wpływ na inwestorów, jakby były to już czyny, zaakceptowane przez rząd i Sejm. Choć sytuacja jest niewesoła, to faktyczna rewizja budżetu nie wywoła więc tak gwałtownej reakcji, jaka pojawiła się niedawno, gdy okazało się, że w kasie państwa zabraknie ponad 17 mld zł.

Prawo i Gospodarka
Dowiedz się więcej na temat: deficyt budżetowy | rząd | posiedzenie | deficyt | budżet
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »