Turcja gniecie rynki
Na czwartkowej sesji główne indeksy warszawskiej giełdy znowu straciły po kilka proc. Głębokie zniżki rozpoczęte w miniony piątek zawdzięczamy głównie spadkom indeksów na giełdach w USA, teraz doszedł kolejny negatywny czynnik, a mianowicie kryzysowi gospodarczo-polityczny w Turcji - uważają analitycy.
Powiązane jest to z osłabieniem się złotówki. Wahania kursu naszej waluty mogą powodować pogorszenie wyników wypracowywanych przez poszczególne spółki giełdowe, zwłaszcza te, czyniące duże zakupy za granicą - uważa Marcin Rams, analityk BDM.
Z uwagi na to, że wymiana handlowa pomiędzy Polską i Turcją jest stosunkowo niewielka, nie należy jednak doszukiwać się bezpośredniego wpływu kryzysu na przychody naszych przedsiębiorstw, tak jak to było w przypadku krachu gospodarczego w Rosji. Choć Robert Brzoza, analityk BDM PKO BP podkreśla, że nie należy bagatelizować faktu, że towary tureckie po dewaluacji lira staną się dużo bardziej konkurencyjne na rynkach światowych. Może to spowodować wzmożony import tych artykułów do Polski co znajdzie przełożenie w problemach ze sprzedażą towarów przez rodzime spółki z niektórych branż np. tekstylnej.
Specjaliści wskazują jednak, że dużo większy wpływ należy przypisywać czynnikom psychologicznym. Zachodni inwestorzy mają nadal bardzo duży wpływ na nasz rynek zaliczany, tak jak Turcja, do emerging market. Kryzys w tym kraju może wywołać odruch obronny i skutecznie zniechęcać do inwestowania kapitałów także w Polsce. Inwestor, który sparzył się na inwestycjach w tych krajach zachowuje teraz większy dystans - zauważa R. Brzoza. To może oznaczać, że inwestorzy zaczną wycofywać kapitały z naszego regionu uważając go za niestabilny gospodarczo. Dużo większe znaczenie niż kryzys turecki mają jednak mają wieści zza oceanu. Dość nieszczęśliwie te negatywne informacje zbiegły się jednak w czasie - wskazuje R. Brzoza.
Nie należy jednak bagatelizować sytuacji w Turcji gdyż ewentualne problemy tureckich przedsiębiorstw z wyższymi kosztami obsługi zadłużenia oraz odwlekanie reform może być przyczyną głębszego kryzysu, który może promieniować na cały świat, w tym i Polskę.
KOMENTUJĄ DLA PG
ANDRZEJ ŁUCJAN analityk BM BPH
Uważam, że wpływ kryzysu tureckiego będzie miał dla naszej gospodarki i giełdy dużo mniejsze znaczenie niż kryzysy rosyjski i brazylijski. Powiązania naszej gospodarki z gospodarką turecką są nieznaczne. Z inną sytuacją mieliśmy do czynienia przy kryzysie rosyjskim. Niektóre ze spółek giełdowych były bardzo zaangażowane na tym rynku, gdzie lokowały znaczną część swoich produktów. Zawirowania w Turcji nie przełożą się na wyniki naszych spółek giełdowych a mogą jedynie spowodować negatywny oddźwięk dla naszego rynku kapitałowego. Jesteśmy bowiem zaliczani do tego samego worka inwestycyjnego. Jesteśmy traktowani jak emerging markets, do których podchodzi się z dużą rezerwą. Każdy problem z naszą gospodarką może spowodować zamykanie pozycji i ucieczkę inwestorów z rynku. Uważam jednak, że uwolnienie lira tureckiego jest końcowym etapem kryzysu w tym kraju i z jego znaczeniem nie należy przesadzać.
PIOTR KAJCZUK analityk DM WBK
Powiązania naszej rodzimej gospodarki z gospodarką turecką są nieznaczne, dlatego kryzys turecki nie będzie miał praktycznego przełożenia na nasz rynek. Jedyne zagrożenia dla naszej giełdy wynika z faktu, że inwestorzy dość ogólnie patrzą na rynki krajów wschodzących i kryzys w jednym z nich wzbudza pewną wstrzemięźliowść w inwestowaniu w pozostałych krajach. Widoczne są już jednak pewne pozytywne sygnały mówiące o tym, że inwestorzy powoli zaczynają rozróżniać rynki, zwłaszcza krajów Europy Środkowo-Wschodniej, co może ustrzec nas przed załamaniem giełdowym w przypadku naprawdę poważnego kryzysu na którymś z emerging markets. Szybka reakcja naszej waluty, tzn. jej osłabienie nie oznaczają, że coś złego dzieje się z naszą gospodarką. Krótkotrwałe zawirowania w gospodarce tureckiej nie powinny zmienić długoterminowego, w znacznej części pozytywnego nastawienia do naszej gospodarki i warszawskiej giełdy.