Historia polskiego złotego

Silny pieniądz był marzeniem polskich władców

Psucie pieniądza było przez wieki domeną władców i... fałszerzy. Tak się właśnie działo w XVIII w., kiedy Prusy emitowały sfałszowaną i gorszą polską walutę, żeby wprowadzić nieład w naszym kraju.

Przez wieki własny pieniądz, i to silny pieniądz, był marzeniem polskich władców. Czy ich marzenia powinny mieć dla nas jaką wartość?

Pieniądz w dawnych czasach był wart tyle, ile w nim było kruszcu - złota lub srebra. Pewną porcję złota lub srebra o określonej wadze - na przykład jednej grzywny czy funta - dzielono na krążki, na których potem wybijano wizerunek władcy. Tak powstawały monety.

W Rzymie, gdzie zaczęto bić srebrne denary w III wieku p.n.e., jedna moneta ważyła 4,55 grama, a z jednego funta wagi wybijano 72 sztuki. Za czasów cesarza Nerona ten sam denar ważył zaledwie 3,43 grama, a z funta wybijano ich 96. Gdy w III wieku n.e. potęga Rzymu zaczęła się chwiać i nastał kryzys, do srebra dodawano coraz więcej miedzi. W denarze było zaledwie 2 proc. srebra. W tych czasach zepsuły się również złote monety, które bito od I w. p.n.e. Nie zawsze powodem psucia waluty musiał być kryzys. Generalnie jednak spadek zawartości kruszcu w monetach odpowiadał wzrostowi cen, czyli inflacji.

Reklama

Wymiana monet

Ale nie tylko. W średniowieczu panowało prawo polegające na tym, że nowy władca mógł żądać od poddanych wymiany starych monet na nowe, opatrzone jego własnym wizerunkiem. Oczywiście te z wizerunkiem nowego władcy zawierały mniej kruszcu, a w dodatku wymieniano np. dwie nowe na trzy stare. Miało to nawet swoją nazwę - renty senioralnej, bo służyło napełnieniu skarbca nowego króla. Pieniądz się psuł, poddani tracili, ale władca mógł opływać w dostatki. Dzięki temu, że suweren nadawał nominalną wartość monecie.

Polscy władcy pod tym względem nie ustępowali sobie współczesnym, a nawet wsławili się - jak powiedzielibyśmy dziś - jeszcze większym fiskalizmem. Bo np. Mieszko III był w stanie przeprowadzić wymianę pieniądza nawet trzy razy w ciągu jednego roku. Kazimierz Wielki natomiast wprowadził do obiegu grosze krakowskie produkowane z groszy praskich, które bito w Czechach. Tylko że grosz praski ważył 3,7 grama, a krakowski - 3,2 grama. Te pół grama z każdej monety skapywało do królewskiego skarbca. Być może nie wyszliśmy na tym źle, bo przecież Kazimierz "zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną".

Marzenie o silnej własnej walucie towarzyszyło polskim władcom od początku istnienia państwa. Prawdopodobnie już Mieszko I wybił własnego srebrnego denara, a potem robił to Bolesław Chrobry. Do sprawy podszedł bardzo poważnie Władysław Łokietek po zdobyciu korony zjednoczonego kraju. Kazał on wybić złote dukaty, na wzór międzynarodowej, złotej "twardej waluty" emitowanej już od bez mała 100 lat w Wenecji. Ile ich wybito - nie wiemy, ale pewne jest, że niewiele. Do dziś zachował się jedyny egzemplarz dukata Łokietka. Kupił go w 1886 roku wielki kolekcjoner Emeryk Hutten-Czapski, a dziś znajduje się on w Muzeum Narodowym w Krakowie.

Twarda kontra miękka

Czemu właściwie waluta miała być "twarda", jak dukat, a nie "miękka", jak denar? I co to znaczy? Twarda to taka, z której wymianą na cokolwiek - czy to na dobra, czy na inne waluty - nie ma żadnego problemu, bo wszyscy chętnie ją przyjmą. Za twardą walutą stoi zwykle potęga gospodarki. Twarde waluty współczesnego świata to dolar, euro i np. frank szwajcarski. Należał też do nich do niedawna brytyjski funt, ale widzimy dziś, że w związku z brexitem funt raczej mięknie.

Miękka waluta to taka, która wciąż podlega dewaluacji, czyli traci na wartości. Przez wieki twarde waluty w Europie były w zasadzie dwie - dukat i floren, a pozostałe były "miękkie". Sejm w 1496 roku uchwalił, że polską walutą będzie złoty. Złoty - o wartości 30 groszy - miał być także walutą "twardą". I był nią. Dopóki nie wszedł do obiegu.

Niespełna 20 lat po decyzji Sejmu w Piotrkowie Mikołaj Kopernik pisał swoje "Rozmyślania...". Pisał w nich, że państwa upadają z czterech powodów: niezgody, śmiertelności, niepłodności ziemi i spodlenie monety. Choć na "psuciu" pieniądza zależy wielu grupom społecznym, państwu i gospodarce to szkodzi. Na "spodlenie" monety trzeba uważać, bo "zły pieniądz" wypiera dobry. Jeśli w obiegu znajdują się "zły" i "dobry", to dobry jest gromadzony i wywożony za granicę, co robi miejsce w obiegu dla "złego". Zostało to nazwane prawem Kopernika-Greshama.

Czy złotego zadekretowano tylko po to, żeby Rzeczpospolita miała swoją twardą walutę? Oczywiście, nie. Drugim powodem było porządkowanie systemu monetarnego. Po kraju krążyło mnóstwo różnej wartości monet. Od czasu, gdy Wielkim Księciem litewskim został Jan Olbracht w 1492 roku, systemy monetarne Korony i Litwy zupełnie zaczęły się "rozjeżdżać", bo książę kazał w Wilnie bić bardziej wartościowe monety niż pochodzące z mennic koronnych. Sejm wprowadzając złotego, postanowił także ten system ujednolicić. Przez blisko 100 lat to się nie udało, aż zrobił to Stefan Batory.

Za czasów Zygmunta I Starego oprócz najmniej już wartych, bo zdewaluowanych przez wieki denarów, w obiegu były m.in. szelągi (bite w Prusach), grosze, trojaki, szóstaki i wiele innych. Zygmunt Stary postanowił powrócić do "twardego" złotego dukata (w 1528 roku), którego nazywano potem "czerwonym złotym". Wtedy miał on wartość 45 groszy. Kazał też wyemitować srebrne talary (w 1533 roku). To one były właśnie odpowiednikami dotąd wirtualnego złotego. Miały mieć wartość 30 groszy.

Wiek XVI i początek XVII to szczyt gospodarczej potęgi Rzeczpospolitej. Waluta bita w Polsce wprawdzie traciła na wartości, ale była znacznie lepszej jakości niż w sąsiednim Cesarstwie Niemieckim, co powodowało - zgodnie z tym, co mówił Kopernika - odpływ kruszcu za granicę i napływ pieniądza gorszej jakości. To równocześnie pokazuje, że jeśli waluta jest dla gospodarki zbyt mocna, może narażać kraj na straty.

Ten stan rzeczy zmieniły wojny szwedzkie, czyli słynny "potop", pozostawiając kraj zniszczony i zadłużony. Sejm próbował temu zaradzić, nakazując bić miedziane monety, zwane boratynkami od nazwiska Tytusa Liwiusza Boratiniego, zarządcy mennicy krakowskiej. Ten jednak poszedł w ślady Piotra z Kurozwęk i monety fałszował. Wprowadzenie do obiegu mało wartych monet doprowadziło do wybuchu inflacji.

W 1663 roku król Jan Kazimierz powrócił do idei złotego, ale nie jako "twardej" waluty, lecz waluty ratunkowej. Od pomysłodawcy takiej emisji, zarządcy mennic Andrzeja Tymfa pieniądz wziął swoją powszechną nazwę. Miał - jak złoty - być wart 30 groszy, ale zawartość srebra - w zależności od emisji - dawała mu wartość 12-18 groszy. Wartość nominalna narzucona przez suwerena zupełnie nie zgadzała się z rzeczywistą. Słaba waluta pozwoliła spłacić Rzeczpospolitej długi, choć wywołała znowu walutowy chaos i pogrążyła w zapaści gospodarkę.

Złotego - znowu "twardego" - reaktywował Stanisław August Poniatowski, który w otwartej w 1766 roku Mennicy Polskiej nakazał bić srebrne talary o wartości ośmiu srebrnych złotych, z których z kolei każdy miał wartość czterech srebrnych groszy. I znów waluta ta okazała się zbyt "twarda", gdyż masowo ściągały ją z rynku Prusy, zalewając Polskę gorszą monetą. Trzeba było przeprowadzić dewaluację, co nastąpiło w 1787 roku, obniżając zawartość srebra w złotym. Stanisław August wykupił natomiast z rynku niechlubne wcielenie złotego, czyli tymfy.

Złoty już jako złoty (najwyższy nominał złotej monety równał się 50 złotym) powrócił w czasach Królestwa Polskiego. Jednak na rewersie widniało już godło Cesarstwa Rosyjskiego. Podobnie jak w innych zaborach, gdzie okupanci wprowadzali swoje systemy monetarne, także w Królestwie Polskim stopniowo złoty zastępowany był rublami i kopiejkami, a przez 10 lat po Powstaniu Listopadowym bito monety o nominale w złotych oraz rublach lub kopiejkach z napisami po polsku i rosyjsku. Potem polska niezależność monetarna została całkiem zlikwidowana.

Różne systemy

Odzyskująca niepodległość Polska w 1918 roku odziedziczyła po zaborcach trzy systemy monetarne. W zaborze pruskim płacono markami niemieckimi. W powstałym w 1916 roku Królestwie Polskim wprowadzono marki polskie. A prócz tego po kraju krążyły jeszcze ruble, austriackie korony, ostmarki na terenach podbitych przez Niemcy i kilka innych walut. Na początku 1920 roku marki polskie stały się jedynym prawnym środkiem płatniczym II RP.

Polska po odzyskaniu niepodległości musiała nadal prowadzić wojny i aż do 1921 roku przeznaczała na wojsko blisko połowę budżetu. Marki nieustannie dodrukowywano, co spowodowało hiperinflację. To spowodowało z kolei społeczne protesty. Aż w 1924 roku wprowadzono złotego. Miała to być twarda waluta, bo choć w monetach i banknotach nie było złota, jeden złoty miał mieć wartość 0,29 grama czystego kruszcu, a równocześnie wartość jednego franka szwajcarskiego. Dolar był wart 5,18 zł. Waluta miała sprzyjać gromadzeniu przez społeczeństwo oszczędności, by te państwo mogło kierować na odbudowę kraju.

Reforma monetarna nie miałaby sensu, gdyby Władysław Grabski nie wprowadził najpierw stabilizacji finansów państwa. Osiągnął to dzięki jednorazowemu podatkowi majątkowemu, waloryzacji stawek podatkowych, reorganizacji przedsiębiorstw należących do państwa oraz cięcia kosztów w administracji. Ograniczono też do 100 mln zł możliwość zadłużenia budżetu w nowo powstałym Banku Polskim, odpowiadającym za emisję pieniądza.

Ale czy "twarda" waluta odpowiadała polskiej, odradzającej się dopiero gospodarce? Albo inaczej mówiąc - czy złoty nie był jak na swoje czasy za mocny? O to właśnie w dwudziestoleciu międzywojennym prowadzony był jeden z najważniejszych sporów gospodarczych. Bo "twarda" waluta stwarza twarde warunki gry. Wymusza na gospodarce międzynarodową konkurencyjność. Miękka waluta powoduje, że oszczędności zjada inflacja, ale jednocześnie sprzyja eksportowi. W 1926 roku zloty został zdewaluowany do niemal 9 za dolara i polski eksport ruszył.

Ten spór jest nie mniej ważny dzisiaj. Tylko, że sytuacja zupełnie się zmieniła, bo zamiast zamkniętych gospodarek państwowych, chroniących swój rynek cłami, mamy coraz silniej powiązane ze sobą otwarte gospodarki składające się coraz bardziej na jednolity światowy system. Kapitał przemieszcza się swobodnie na całym świecie i niektórzy ekonomiści są zdania, że nawet w przypadku najsilniejszych państw trudno już mówić o monetarnej suwerenności.

Przykłady? Do walki z wielkim globalnym kryzysem finansowym z lat 2007-2008 musiały stanąć ramię w ramię wszystkie największe banki centralne świata. Żaden z osobna by sobie nie poradził. Być może współczesna suwerenność polega na znalezieniu swojego miejsca we współdziałaniu.

Jacek Ramotowski

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2018

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »