Rai - twarda waluta odporna na kryzysy

Środki płatnicze stają się coraz bardziej wirtualne, tracąc tym samym na materialnej zmysłowości. Rzadziej je widzimy, słyszymy, dotykamy... Słodki dla ucha szelest banknotów, czy brzdęk monety w kieszeni, ustępuje śledzeniu liczb na bankowym koncie. Czy pieniądz w pierwotnej postaci ma większą moc?

Na początku człowiek nie potrzebował żadnych pieniędzy, bo po prostu nie miał zamiaru się niczym dzielić. Chwytał maczugę, szedł do lasu i przynosił do jaskini to, co udało mu się upolować, albo znaleźć. Gdy już wydostał się z mroków epoki kamienia łupanego, wybudował szałas i zaczął uprawiać glebę oraz hodować różne zwierzątka, zaczął kombinować. Spotykał się wtedy jeden z drugim i zaczynało się targowanie - kurczak za worek pszenicy, czy dwa kurczaki za pół worka pszenicy? Ja mam więcej tego, ty mniej tamtego, ja potrzebuję tyle za to, ale ile to jest warte? Drapali się po głowie, kłócili, bili...

Reklama

Wymiana barterowa stawała się coraz bardziej skomplikowana. Dla dobra rodzaju ludzkiego rzecz wymagała dogłębnej analizy. Starszyzna zasiadła wokół ogniska, mając podczas długich nocy twardy orzech do zgryzienia. Po debatach zdecydowano, że najlepiej będzie robić interesy korzystając ze środków pośrednich, które będą jednorodne, ułatwiając wycenę, trwałe, ze względu na możliwość gromadzenia kapitału, i rzadko dostępne, dzięki czemu będą cenne. Tak powstał pierwotny pieniądz. W różnych stronach świata różnie to wyglądało. W Etiopii walutą były bryłki soli, na Wyspach Salomona muszelki, na Fidżi wielorybie zęby, a Słowianie używali skrawków płótna czy bursztynów.

Mania wielkości

Nic jednak nie można porównać z tym, co wymyślono na egzotycznych, odizolowanych od "wielkiego świata" wyspach Yap, położonych na Oceanie Spokojnym, w dzisiejszej Mikronezji. Pierwotne pieniądze, podobnie jak współcześnie, zwykle były wystarczająco małe i lekkie, żeby można było włożyć je do woreczka i ukryć "za pazuchą". Mieszkańcy wysp Yap, którzy handlowali głównie trzema produktami - rybami, strzykwami i orzechami kokosowymi, mieli jednak zupełnie inną koncepcję. Swój unikalny system walutowy rozwinęli w oparciu o kamienie Rai, które ważą nawet do... kilku ton.

"Monety" stanowiły kamienne dyski, których średnica wahała się od kilkunastu centymetrów do czterech metrów. Wytwarzano je z aragonitu oraz kalcytu. Surowiec dostępny był na odległej o ok. 400 km wyspie Palau, gdzie regularnie przybywały z Yap ekipy żeglarzy i rzemieślników. Minerały nabywali na drodze wymiany za koprę, czyli wysuszony miąższ orzechów kokosowych.

Do "bicia monety" zabierali się na brzegu Palau. Najpierw musieli wyciosać dysk, a następnie starannie go wygładzić. Na koniec wiercono w nim otwór, żeby można było go przenieść. Wokół potężnych kamieni budowano specjalne, pięcioosobowe tratwy i dopiero wtedy można było ruszyć z powrotem do domu. O wartości Rai decydowało wiele czynników, nie tylko jego rozmiary i waga. Zależało przez kogo był wykonany, jaką dokładnie techniką oraz kto zajmował się jego transportem. Jeśli był to słynny żeglarz, wartość kamienia znacznie rosła, tym bardziej jeśli zginął on w trakcie niebezpiecznego rejsu.

Za dysk o średnicy pół metra można było nabyć trzydziestokilogramową świnię, albo stać się właścicielem kamiennego toporka, który uchodził na wyspie za towar luksusowy. Największe dyski miały wagę ok. czterech ton i zwykle leżały sobie na skrajach dróg lub wśród zabudowań, nigdy nie zmieniając miejsca swego położenia. Na kamieniu grawerowano imię aktualnego właściciela, co zresztą niekiedy było zbyteczne, bo ze względu na małą liczebność mieszkańców wysp, wszyscy doskonale pamiętali, kto nim jest. Zdarzało się nawet, że często nawiedzające te zakątki tajfuny, porywały kamienie w podwodne czeluści, jednak nie mogło to wykluczyć ich z obiegu. Nikt nie zapominał do kogo przynależy i jaką ma wartość. Dźwiganie było zbyteczne, a kradzieże wręcz niemożliwe. Największe Rai spełniały funkcję "żelaznego banku", bowiem transakcje miały charakter stricte wirtualny.

Wykuwanie dobrobytu

Sytuacja Rai zaczęła się zmieniać w drugiej połowie XIX wieku, kiedy na wyspie Yap pojawił się kapitan David Dean O'Keefe. Był Irlandczykiem, który w poszukiwaniu przygody i możliwości życiowych za młodu emigrował do Ameryki Północnej. Był niespokojnym duchem, marynarzem "do szpiku kości", który nie mógł odnaleźć się na stałym lądzie. Przez jakiś czas pracował przy budowie kolei, ale gdy wybuchła wojna secesyjna niezwłocznie wziął w niej udział zaciągając się w szeregi Unii. Tuż po wojnie objął posadę kapitana na handlowym szkunerze "Anna Sims", który przewoził z Kuby rum i cukier. Wkrótce został oskarżony o zabójstwo jednego z marynarzy. Po kilku miesiącach spędzonych w areszcie został wypuszczony na wolność, bo sąd uznał, że działał w obronie własnej. David ożenił się, osiadł w mieście Savannah i wydawało się, że wreszcie się ustatkuje. Jednak bliskość Atlantyku była zbyt kusząca. Po licznych przygodach na morzu wylądował na statku handlowym "Belvedere", który w 1871 r. wyruszył w rejs do Manilii. Zrządzeniem losu, w bliżej niewyjaśnionych okolicznościach, wyczerpany fizycznie David Dean O'Keefe na małej, rozpadającej się łajbie dotarł do brzegów wyspy Yap, gdzie następnie spędził trzydzieści lat.

Na początku pracował dla singapurskiej firmy Webster & Cook pozyskując dla niej cenny na Zachodzie surowiec - koprę. W 1875 r. zdecydował zająć się biznesem "na własną rękę". W szybkim tempie stał się milionerem i został okrzyknięty nieoficjalnym królem wysp Yap. Miał dwie żony, liczne potomstwo i piękne posiadłości na kilku wyspach.

Spektakularny sukces zawdzięczał prostej recepcie. W przeciwieństwie do Niemców, czy Anglików, którzy nie mogli znaleźć skutecznego sposobu na dobicie targu z miejscową ludnością, on potrafił znaleźć wspólny język. Przyjaźnie nastawieni do białych przybyszów z odległych, europejskich krajów, pozostawali wierni tradycji i nieporuszeni na zachęty w postaci "świecidełek", a także używek takich, jak alkohol, czy tytoń. Irlandczyk zaciekawił się kamieniami Rai i rychło wpadł na genialny pomysł. Zaproponował, że pomoże w transporcie dysków i dostarczy narzędzia, które ułatwią produkcję tych specyficznych pieniędzy.

W 1901 r. O'Keefe postanowił wrócić na starość do Savannah, gdzie wciąż oczekiwała na niego pierwsza małżonka, nieświadoma jego burzliwych losów. 7 kwietnia wsiadł na pokład statku "Santa Cruz" w Hong-Kongu. Niestety, statek został zatopiony przez potężny tajfun, gdzieś na wodach Pacyfiku. Oficjalnie nikt z pasażerów i załogi nie przeżył katastrofy. Jednak w legendach mieszkańców Yap, dzielny, rudowłosy kapitan ocalał i resztę swoich dni spędził na bezludnej wyspie. W ich pamięci nadal żyje, jako człowiek nieskalanego honoru, który nigdy ich nie oszukał, wzorowo wywiązując się z każdej umowy. Za jego czasów na wyspach pojawiło się najwięcej Rai, co wpłynęło na znaczny spadek wartości kamiennej waluty.

Trwalsze od jenów i dolarów

Wiek dwudziesty nie był łaskawy dla tradycji mieszkańców wysp Yap, które stały się przedmiotem zaciekłych walk o wpływy handlowe na tym obszarze między Niemcami, a Hiszpanią. Ostatecznie wyspy zostały skolonizowane przez Cesarską Armię Japońską, która ustanowiła tam strategiczny przyczółek dla marynarki wojennej. Kamienie Rai straciły swoją moc w 1931 r., kiedy Japończycy zamienili je na jeny. W trakcie II wojny światowej kamienne dyski posłużyły Japończykom do konstruowania umocnień i budowania kotwic. Od 1979 roku 17 atoli składających się na archipelag wysp Yap stanowią jeden z czterech stanów Mikronezji, państwa, które uzyskało niepodległość na mocy Porozumienia o Wolnym Stowarzyszeniu ze Stanami Zjednoczonymi, na polecenie ONZ od 1947 r. administrującymi wyspami tego terytorium. Obecnie panującą walutą są tam dolary amerykańskie, a kamienie Rai są prawnie chronione, jako dziedzictwo kulturowe Mikronezji. Jakkolwiek, wśród tubylców, wciąż posiadają swoją wartość, bowiem w szczególnych przypadkach, pod zastaw Rai nadal można wynagrodzić komuś wyrządzoną krzywdę, czy nawet zaciągnąć dług.

Unikatowa w skali światowej kamienna waluta z wysp Yap jest przedmiotem nieustannego zainteresowania ze strony nie tylko archeologów, ale również specjalistów od finansów. Doktoryzowany w dziedzinie ekonomii na Uniwersytecie w Oxfordzie, doradca w Banku Światowym (w latach 1998 - 2008) - Felix Martin jest autorem głośnej książki "Money", na łamach której analizuje istotę środków płatniczych przez pryzmat historii ludzkości. Zwraca w niej uwagę, że waluta, bez względu na formę, jest zbiorem fundamentalnych idei, które organizują zdrowe życie społeczeństwa. W tym kontekście, wydaje się, że kamienie Rai, które przez kilka tysiącleci gwarantowały równowagę ekonomiczną mieszkańców wysp Yap, mają moc o tyle większą od współczesnego pieniądza, że są nie do ruszenia przez żaden kryzys, bo nawet jeśli porwał je tajfun, nikt nie zapominał do kogo należą.

Michał Mądracki

Private Banking
Dowiedz się więcej na temat: waluta | pieniądze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »